Zapalcie czerwone latarnie
Niejedna szkoła, podobnie ja wiele różnych instytucji, odnosi sukcesy w dziedzinach, które wykraczają poza główną sferę działalności. Także moje liceum ma spore osiągnięcia nie w tym, co najważniejsze. To zaniepokoiło na tyle dyrekcję, że wydała zarządzenie o tzw. czerwonych tygodniach. Nazwa jak nazwa, chodzi o ideę. W czerwonym tygodniu zajmujemy się tylko nauką i niczym więcej. Nie ma żadnych wyjść ze szkoły, a na miejscu jest tylko nauka, żadne ekstrawagancje i pomysły, które odrywają uczniów od uczenia się. Czerwone światło oznacza stop i już.
Niektóre szkoły zatrzymują się jeszcze bardziej i rezygnują całkowicie z działalności, która bezpośrednio nie przekłada się na wyniki nauczania. W przypadku liceum chodzi o jak najlepsze osiągnięcia na egzaminie maturalnym. Szkoły, które dawniej słynęły z urządzania rajdów, pieszych czy rowerowych, działalności harcerskiej, imprez paraedukacyjnych, festiwali, konferencji i innych cudów, wycofują się ze wszystkiego, gdyż na łeb na szyję spadają w rankingach lub boją się tego. A rankingi są bezlitosne – za fajną zabawę dostaje się zero punktów, za propagowanie kultury – zero, za wychowywanie przez sztukę – zero, natomiast za skuteczność na maturze – sto, a za olimpijczyka – dwieście.
Szkoły chcą więc być szkołami, a po resztę odsyłają do Manufaktury i innych centrów handlowych. Tam można się realizować i twórczo rozwijać. Do szkoły zaś przychodzi się po papier – świadectwo najlepszych wyników w nauce i tylko po to. Jestem pewien, że niedługo we wszystkich szkołach będzie zgoda jedynie na czerwone światło.
Komentarze
Tak się zastanawiam:
– czy naprawdę jedyną możliwością pielęgnowania sukcesów szkoły „wykraczających poza główną sferę działalności” jest przeznaczanie na to czasu lekcyjnego?
– czy „propagowanie kultury,wychowanie przez sztukę, fajna zabawa” nie mogą łączyć się w czasie i przestrzeni z nauką nacelowaną na wynik maturalny?
– czy wycieczki, rajdy, harcerstwo, konferencje i inne cuda są OBECNIE (!) uskuteczniane wyłącznie ZAMIAST lekcji? Dodam, że za czasów mojej i moich dzieci nauki szkolnej tak nie było, przeciwnie.
– czy Pan Gospodarz wyzywa Tempora I Mores (wołacz:o!) , wyraża publicznie dezaprobatę dla szkodliwych decyzji przełożonych, wzywa o pomoc na ratunek katowanej lekcjami młodzieży czy też… żałuje utraconych atrakcji (i trudów) życia pozaklasowego?
Całość tekstu o Czerwonych Tygodniach Kapitulacji Szkoły Remonowanej przypomina mi pieśń wybitnie klasowo-patriotyczną (bo nie do zniesienia na trzeźwo):
„…Czerwony- pas, za pasem – broń; czerwonego goń, goń, goń…”
Ale tak miło się narzeka w doborowym towarzystwie na umykające króliczki …że aż chciałoby się zapłacić choćby czerwońca, za studniówkę w godzinach lekcyjnych.
Oczywiście, gwoli rozwoju, multikulti i pokoju światowego na pohybel globalizacji i ociepleniu. Ament 🙂
Tak, może i tak chcą, ale idzie kolejna rewolucja w programach i nic z tego nie będzie!
Nic nowego. Wyniki, rankingi, punkty. Tak nie można uczyć ludzi. Co z tego, że w rankingach wysoko jak banda debili nam rośnie? To trochę tak jak z zamówieniami publicznymi. Przetargi wygrywa wyłącznie najniższa cena, zawsze i wszędzie. Jak remont dróg, to jak najtaniej, jak kupno komputera, to jak najtańszy, jak edukacja, to po kosztach, itd. Ale nie pomyśli jeden durny urzędniczyna z drugim, że jak kupi najtańszy komputer to rozleci się za rok, jak załata drogę byle jak, to po kolejnej zimie będzie do łatania od nowa, itd. Nikt nie patrzy w przyszłość, nikt nie myśli. Niech się następna ekipa martwi, a teraz wszystko wykonane, ale byle jak. Nic to, grunt, że można sobie wpisać w zasługi.
„Szkoły (…) wycofują się ze wszystkiego, gdyż na łeb na szyję spadają w rankingach lub boją się tego”
To są dwie całkiem różne sytuacje. Jeżeli szkoła tylko „boi się” to być może popełnia błąd i należy to uwypuklić. Ale jeżeli skutkiem działalności przy zielonych latarniach rzeczywiście zaobserwowano spadek „skuteczności na maturze” czy „liczby olimpijczyków” to oczywista dla mnie jest konieczność zmiany proporcji czasu palenia się zielonej i czerwonej latarni.
Zawsze wydawało mi się, że całkowite zgaszenie zielonych latarni zaszkodzi końcowym wynikom nauczania zamiast je polepszyć. Cała trudność polega na znalezieniu właściwej proporcji.
Oby tylko szkoła nie zamieniła się w dyskotekę z migającymi światełkami. Już wolałbym jednostajnie świecące się na czerwono latarnie. Przynajmniej jasne i stabilne reguły gry i wiadomo, gdzie jesteśmy. Zresztą Gospodarz (jak sam pisał) oraz Jego uczniowie także dobrze wiedzą, jak poruszać się w takiej dzielnicy.
O wiele lepiej, aniżeli tańcząc na przerwie „odreagowywać” miganie różnych szkolnych kolorów.
Dziecko pisze niebanalne wypracowania. Jak wszystko co niebanalne, wśród rówieśników wzbudza śmiech. Pani też się wypracowania niepodobają. Obniża stopnie za orginalność. Rodzicom którzy proszą żeby nie kazała dziecku czytać na głos, skoro nie jest wstanie wytłumaczyć klasie niestosowności zachowania radzi założenie w domu grubego brulionu i tam pisanie czego się chce. Na zdziwione oczy rodziców odpowiada, że ona do testu szóstoklasisty przygotowuje. Pani się do dzielnicy czerwonych latarni nadaje, szkoła czerwonych latarni to za mało
Overdrive pisze: 2011-11-29 o godz. 04:48
„Przetargi wygrywa wyłącznie najniższa cena, zawsze i wszędzie.”
Uprzejmie donoszę, że gówno prawda. Nie zawsze i nie wszędzie. Od jakiegoś czasu podczytuję sobie zamieszczone online dokumentacje przetargów na wyposażenie kilku polskich politechnik oraz różnych nowopowstających instytucji i w malutkim zakresie sprzętu na którym się jako-tako znam jestem pełen podziwu nad trafnością wybranych urządzeń.
A także nad wielkością środków posiadanych do dyspozycji przez te instytucje. To już nie jest siermiężna komuna. A że w wielu wypadkach ta lektura jest doskonałym źródłem humoru to inna sprawa. Jeżeli na świecie jest tylko dwóch albo trzech producentów (a jeszcze weselej, jak tylko jeden uznany za de facto standard) a badacz w Polsce wymagając specyficznych funkcji zawęża wybór tylko do jednego dostawcy ale nie mogąc tego prosto z mostu napisać przepisuje specyfikację z prospektu omijając tylko nazwę modelu i producenta. Dla specjalisty takie zamówienie publiczne już po kilku linijkach zdradza, co konkretnie zamawiający chce kupić i śmieszne są te wszystkie wygibasy formalne.
Jedyne, co czasami przychodzi mi do głowy czytając takie dokumenty to kasandryczna myśl, czy aby zakupiony sprzęt znajdzie wystarczająco intensywne i sensowne zastosowanie. Bo czasami wygląda to na „są pieniądze więc trzeba je wydać”. Takie budowanie laboratorium metodą „pchania” a nie zawsze „ssania”. No ale przynajmniej będzie w Polsce kilka świetnie wyposażonych laboratoriów. Mniej powodów do emigracji łebskiej młodzieży.
Komentarze budują – są budujące.
@ zza kałuży pisze rzeczy, z którymi się zgadzam! Jak miło.
@ overdrive pisze tak, że tylko się podpisać.
Z jednym zastrzeżeniem, overdrive – opisujesz sytuację typową, ale w sektorze publicznym. Prawdziwą, ale wnioski już niekoniecznie.
W tych demoralizujących warunkach ludzie zachowują się racjonalnie i właśnie o przyszłości myślą.
Swojej przyszłości, którą systemowo ustawili w konflikcie z dobrem publicznym. Skoro za dobrą robotę można stracić pracę a za kradzieże do prywatnej kabzy – awansować, to oszukują i kradną i awansują (ale tylko ci , co są w tym naprawdę dobrzy!).
Dogmat zwycięstwa najniższej ceny to mit na użytek publiki, wygrywa najniższa jakość za najwyższą cenę społeczną i prywatne zyski jej kosztem.
To jest właśnie nasz kraj ojczysty, nasza edukacja i nasz społeczny kapitał – czyli postsowiecki, przez nas samych hodowany, system pielęgnowania i nagradzania mentalności plemiennej.
Ja zadałem w poprzednim komentarzu pytanie, o czym świadczy zarządzenie o latarniach i dlaczego niekoniecznie o tym.
Można napisać, że:
– o głupocie dyrekcji
– o degeneracji systemu (czyli: ICH, nie NAS)
– o niszczeniu wyższych funkcji szkoły
– o zwierzęcym kapitaliźmie w wyścigu o nie nasze wartości (ale kasa kapitalistyczna to już byłaby ok.)
– o marnym losie prostych nauczycieli-dozorców w baraku
– o współczuciu (krokodylimi łzami) dla biednych uczniów
– o okrucieństwie i nieludzkości mierzenia wyników pracy
Ale można też zrozumieć, że to wpis o:
– bólu niekompetencji
– lenistwie zawodowym i bierności
– braku kreatywności (ale nie takiej, jak u nas się ją określa)
– wyobcowaniu społecznym i zespołowym
– frustracji i wypaleniu pracowniczym
– toksycznych relacjach międzyludzkich
– obronie przed obowiązkami i dojrzałością
– magdalenkowym żalem za przywilejami sprzecznymi z sensem pracy
– itd
Można więc wybierać sobie interpretacje – najlepiej w przetargu. Ciekawe, który zestaw wygra.
Jak na razie, mam wrażenie, że wpis Gospodarza rozstrzyga przetarg zgodnie z naszą społeczną obyczajowością, o której pisał overdrive.
Ale może się mylę, będę wdzięczny za dowód, że zielone jest białe a czerwone – czarne. 🙂
@zza kałuży
Cieszy mnie niezmiernie, że nie zawsze i nie wszędzie jednak. Jeszcze gdzieś są rozsądni ludzie. Oby takich więcej. 🙂
W naszym gimnazjum już od kilku lat jest takie czerwone światło. Odkąd weszła reforma i nowa podstawa programowa trzeba liczyć godziny i ma się wszystko zgadzać. Skończyły się więc wycieczki, wyjścia do kina, teatru itp. Nawet apele szkolne odbywają się na godzinach wychowawczych – wszyscy mają jednego dnia na jednej godzinie lekcyjnej, bo przecież nie mogą przepadać tak cenne jednostki lekcyjne.
mgosia
U nas jest tak samo.
Dodatkowo słyszymy rechot gdy wspomnimy o egzaminach. „Cóż to za egzamin którego nie można nie zdać”, „po co nam to, idziemy do zawodówki”
Koń by się uśmiał czerwone światło dla wyjść do teatru, kina. ..Teraz tylko zielone dla kolejnego bzdurnego egzaminu próbnego. Ale heca. W mojej szkole (a jest to maciupeńka wiejska podstawówka) pewnego razu nauczycielka w czasie porannej kawy przed pierwszym dzwonkiem zakomunikowała ze znaną jej wściekłością, że sprawdziła kolejny próbny egzamin swojej klasy – postępów nie zauważyła i w związku z tym zdecydowała o karze. Był nią zakaz wzięcia udziału w szkolnym balu karnawałowym. (A już grała muzyka) I co ? Chyba się domyślacie – ta klasa napisała egzamin najgorzej w historii naszej szkoły. Wynik był NISKI – czyli hańbiący, gdyż dotychczas nasza szkoła chlubiła się bardzo dobrymi wynikami egzaminów.Osobiście jestem za zielonym światłem dla kina, teatru, wycieczek pieszych, rowerowych, przygotowywania dużej ilości przedstawień , konkursami przedmiotowymi w danej szkole, Jestem po prostu za życiem w szkole. Ale niestety mój głos do nikogo nie przemawia. Jestem gatunkiem ginącym . ( To był ciąg dalszy narzekania)
@najemnik o aktualnym nicku Gekko
>opisujesz sytuację typową, ale w sektorze publicznym. <
1.Czasem jednak w emocjach zdradzasz swoją tożsamość [oraz towarzyszące jej interesy, które tu wyrażasz;-)]- raz wspomniałeś, że zatrudniasz nauczycieli, teraz filipika o immanentnym źle sektora publicznego. Czyli dyrektor/właściciel niepublicznej szkoły(pewnie drogiej) walczy jak może metodą czarnego PR z publiczną konkurencją…;-)
2.Są kraje, gdzie sektor publiczny(w tym edukacja!) działa świetnie, więc twoje tezy i sugestie są bałamutne
S-21 pisze:
2011-11-29 o godz. 16:37
„Czasem jednak w emocjach zdradzasz swoją tożsamość…walczy jak może metodą czarnego PR z publiczną konkurencją…więc twoje tezy i sugestie są bałamutne”
—
Głupoty, które pod moim adresem (i w ogóle) wypisujesz, świadczą jedynie, ale dobitnie o pilnej konieczności terapii.
Może zamiast obrażać innych swoim językiem i paranoją węszenia tożsamości, pozostałą po minionych „służbach” wybierzesz się na dłuuuugą wycieczkę albo do kina?
Ja daję na to zielone Światło, to Cię wyswobodzi (a jeszcze bardziej uczniów i blogerów).
Mogę nawet to bezpiecznie dla Ciebie zasponsorować, jako niepodległy Ci służbowo (hehe) i z dala od publicznego sektora będący 🙂
Powodzenia i ozdrowienia!
PS Może się wypowiesz merytorycznie o (zapewne, hehe) spisku „czarnopijarowców” co żenujące wyniki ewaluacji szkół sektora publicznego ujawnili?
To jest właśnie tożsamość, którą widać czarno…na białym i nie trzeba węszyć, aby zapaszek poczuć, a konkurować…(z) czym??? Dezodorantem?
Wydaje mi się, że nauczyciele się zajmują robieniem czarnego PR oświacie publicznej. Po co ktoś miałby się tym za pieniądze zajmować, skoro wolontariuszy bez liku, nawet na tym blogu? S-21 jest niewątpliwie liderem tej grupy.
„Głupoty, które pod moim adresem (i w ogóle) wypisujesz, świadczą jedynie, ale dobitnie o pilnej konieczności terapii.
Może zamiast obrażać innych swoim językiem”
oczywiście Gekko nikogo nigdy nie obraził, to jest święty człowiek, któremu na sercu bardzo leży dobro edukacji, najlepiej w prywatnych szkołach, finansowanych oczywiście z publicznych pieniędzy
nn pisze:
2011-11-29 o godz. 20:56
—
Jak widzę, najlepszą zabawą belfrów są rzeczywiście wycieczki.
Osobiste. Do tego stopnia, że nawet poza godzinami.
Co konkretnie masz do powiedzenia w temacie?
Oczywiście, poza gołosłownymi insynuacjami, niewartymi nn (czyli: nawet nauczki).
To nieciekawe i banalne – jak niby szkoła może uczyć czegokolwiek pożytecznego, skoro masowo pracują w niej ludzie chętni do napaści osobistych z tytułu różnic poglądów, ale kreujący się na ofiary, jeśli obezwładnieni własną bronią… hehe 🙂
Czerwone światełko, enenie i do roboty (regulaminowej).
osobiste wycieczki? najlepszy popis jej właśnie dałeś Gekko… hehe
może i moje insynuacje są gołosłowne ale ile wartościowej treści pozostaje po obdarciu twoich wypowiedzi z pseudo-pięknego języka
kim ty jesteś, że uzurpujesz sobie prawo do oceniania i twierdzenia, że to ty właśnie masz rację
i jakim prawem chcesz odebrać nauczycielom prawo do wyrażania własnych opinii?
zza kaluzy: No ale przynajmniej będzie w Polsce kilka świetnie wyposażonych laboratoriów. Mniej powodów do emigracji łebskiej młodzieży…”
Naprawdeee?… Z ta emigracja?… Jak student na laborce mierzy calowka i w przemysle mierzy calowka, to jest OK. Jak na laborce mierzy laserem a w przemysle mierzy calowka, to bedzie z tego przemyslu wial az sie bedzie kurzylo. Nawet na zmywak w Londynie
nn pisze:
2011-11-29 o godz. 23:44
…kim ty jesteś, że uzurpujesz sobie prawo do oceniania i twierdzenia, że to ty właśnie masz rację
i jakim prawem chcesz odebrać nauczycielom prawo do wyrażania własnych opinii?
—
A gdzież to niby tak robię z tym odbieraniem prawa?
A któż to mi próbuje tu właśnie odebrać prawo do oceny i dowodzenia własnych racji?
Jakie znaczenie ma, kim jestem?
Zwłaszcza w reakcji na bezczelne i prostackie kłamstwa, jakie sobie publicznie w gacie popuszczasz.
Dobrze przynajmniej że skromnie, jako nn, nie próbujesz udawać belfra – dopiero byłby smrodek adydaktyczny, hahaha 🙂
Ja z kolei uważam kreowany przez Ciebie nurt asenizacyjny tfurczości blogowej za wyczerpany i kieruję go we właściwe kanały, gdzie nie bywam 🙂 🙂 🙂
Rzeczywiscie! Horror sodomia i gomoria! W szkole maja uczyc! I potem uczen takiej szkoly zawlecze te przyzwyczajenia gdzie indziej: jak zostanie lakarzem, to bedzie chcial, zeby w szpitalu leczyli, jak fryzjerem, to bedzie sie upieral przy strzyzeniu ludzi (i psow), jak blogerem, to bedzie chcial pisac z sensem… Biedna, biedna nasza Ojczyzna kochana! Szczesciem mamy felietonistow, ktorzy w pore wykaza czujnosc i czerwone swiatla zdusza w zarodku! Proponuje
jednak niesmialo przetestowac ich czujnosc najpierw na zwierzetach i na przyklad zaczac od wlaczenia wylacznie zielonych swiatel na wszystkich skrzyzowaniach.
PS I prosze nie stosowac dosc nieskomplikowanych chwytow erystycznych w rodzaju: kto likwiduje cholere daje wieksze pole do popisy dzumie. Nie wszyscy
czytelnicy chodzili do szkoly z zielonymi swiatalami w kazdej klasie, zeby sie na takie latwe chwyty dac zlapac!
Jak się ma taką Manufakturę albo galerię to jeszcze pół biedy, a jak się nie ma nic poza kinem, w którym grają bajki lub horrory i po ulicach hulają wiatry młodzieży wracających z nocnych piątkowych imprez to co zostaje? E
@zmęczona pasjonatka
Z jakich imprez, skoro żadnych imprez nie ma, bo skoro nie ma Manufaktury to nie ma też i klubów?
@Hersylia
Ludzie gdzieś mieszkają, tak? No to tam właśnie odbywają się imprezy jak nie ma nic innego.
zmęczona pasjonatka pisze:
2011-11-30 o godz. 20:42
—
Nie ma co żałować manufaktur, bo jak były, to młodzieży tam nie bajki serwowano, tylko horror kapitalistycznego wyzysku.
Teraz nie ma manufaktur, pracy ani wyzysku – trzeba męczyć się na bajkach albo horrorach w kinie, czy też w pobliskiej stodole disko polo, skąd wraca się vw polo w siedmiu i ląduje na drzewie.
Na szczęście jest nieustająca akcja drogówki „Zdepunktuj się za co łaska” (jeśli przeżyłeś).
Gmina rulez 🙂
PS Pomyśleć, że w dzikim kapitaliźmie to szkoły organizują imprezy i rozwożą szkolnymi busami nieletnią klientelę.