Narzekać czy bić się w piersi?
Rośnie liczba oburzonych na edukację. Ponieważ jestem towarzyski, burzę się ze wszystkimi. Z nauczycielami narzekam, że uczniowie nie wynoszą z domu żadnej kultury, nie mają zwyczaju uczenia się – oczekują, że im się łopatą wiedzę do głowy wrzuci. Z rodzicami narzekam, że szkoła ani nie wychowuje, ani nie uczy, tylko udaje, a jak już czegoś uczy, to rzeczy niepotrzebnych.
Z wykładowcami akademickimi narzekam, że studenci wyjątkowo marni, nie tylko nic nie wiedzą, ale też kultury nie mają, zachować się na wykładach nie potrafią, bydło jak z zawodówki, co dziesiąty nadaje się do studiowania, a reszta do zamiatania ulic. Ze studentami narzekam, że wykładowcy z uczonymi mają niewiele wspólnego, w najlepszym wypadku to przeciętniacy, którzy nie wiadomo dlaczego zostali na uczelni, programy studiów zaś są przestarzałe, przez omszałych idiotów wymyślone, studentom natomiast do niczego niepotrzebne. Po skończeniu uczelni człowiek nic nie potrafi, tak samo zresztą jak po liceum czy gimnazjum.
W weekend miałem okazję bawić się na imprezie, na której kelnerem był student (wściekły, że marnuje czas na studiowanie, ale co robić – dyplom trzeba mieć). Wśród gości byli rodzice gimnazjalistów („całe gimnazjum to testy, a gdzie wychowywanie?”) oraz licealistów („szkoła niczego nie uczy, korepetycje są koniecznością”). Ponarzekałem na nauczycieli, bo co miałem robić. Z nauczycielami, którzy też tam byli, ponarzekaliśmy na reformy, które tak zniszczyły oświatę, że nic już się nie da zrobić. A potem wypiłem kieliszek wina z wykładowcą i wysłuchałem jego opowieści o indolencji studentów. Narzekałem tak ze wszystkimi i zawsze na melodię: tua culpa, człowieku, a ja bez skazy i zmazy. Zawinili inni oraz system.
Komentarze
Narzekając na innych poprawiamy sobie samopoczucie. Wydaje mam się że nie mamy z tym nic wspólnego. Tymczasem nie jesteśmy wcale lepsi. Wniosek nie narzekać, pracować nad sobą, pomagać słabszym.
Dom rodzinny, szkoła na wszystkich szczeblach, cała sfera tzw. szkolnictwa wyższego, PKP, funkcjonowanie urzędów – zainfekowane jest całe społeczeństwo, a choroba trawi również całe państwo. Reformowanie pojedynczych sfer życia w oderwaniu od pozostałych jedynie pogarsza sytuację. Gekko i tak zwali wszystko na nauczycieli.
Jak świat światem, ludzie narzekają na rzeczywistość. Całe szczęście można powiedzieć, to nas motywuje do zmian, poprawy losu swojego i swoich dzieci.
Jak świat światem, ludzie narzekając na rzeczywistość, za wzór stawiają sobie czasy przeszłe. Nawet w tak mrocznym okresie w historii Polski jakim był realny socjalizm znajdują jasne strony. Czy znaczy to, że dawniej było lepiej skoro wiadomo że było gorzej, kiedyś to się mówiło, że dawniej, to niebo czyste a trawa zielona, ale czy to prawda w naszym przypadku? Wszystkie parametry dające się obiektywnie zmierzyć jak długość życia, jakość życia, zamożność, wykształcenie, są dziś lepsze niż dziesięć i czy dwadzieścia lat temu. Jak mówię o wykształceniu, mam na myśli wykształcenie przeciętne Polaka, przeciętne, nie poziom wykształcenia absolwenta szkoły średniej wczoraj i dziś, tylko poziom wykształcenia ogólnego społeczeństwa. Poziom wykształcenia absolwenta szkoły średniej się obniżył, bo wykształcenie średnie się upowszechniło, więc siłą rzeczy musiało objąć ludzi o niższych zdolnościach, powrót do dawnego poziomu równałby się ze znacznym ograniczeniem dostępu do edukacji na poziomie średnim ogólnym. To nie leży w interesie społecznym. W interesie społecznym jest objęcie jak najszerszych rzeszy uczniów nauczaniem ogólnym do pełnoletności, ale systemem fakultatywnym, egalitarnym, budującym więzi społeczne między ludźmi a nie dzielący ich murami elitarności publicznych szkół. Nasza Edukacja musi zrozumieć, że nie ma powrotu do dawnych czasów, trzeba dostosować metody i cele do nowej sytuacji, społeczeństwo jeszcze nie jest na to gotowe, trzeba społeczeństwo uświadamiać o potrzebie zmian. Nauczycieli też, bo oni poza tym, że nie gotowi, to nie zainteresowani zmianami, to normalne, komu się chce na stare lata zmieniać?
O narzekaniu wiele już słów powiedziano. Zwykło się nawet mówić, że to nasza cecha narodowa. W Anglii gada się niezobowiązująco o pogodzie, u nas niezobowiązująco marudzi się na rząd, pracę, pensję, teściową, dzieci, żonę, szefa, korki, ceny, itd. Wszyscy marudzą a nikt się nie zbierze w kupę i nie zrobi lepiej. Grunt to marudzić ogólnie i nie zmuszać do jakiejś aktywności, ani nie winić za brak tejże swoich rozmówców. Towarzysko zatem wykazał się Pan Drogi Gospodarzu z jak najlepszej strony. Pogratulować.
Marian z Goniądza
„powrót do dawnego poziomu równałby się ze znacznym ograniczeniem dostępu do edukacji na poziomie średnim ogólnym”
Bardzo wątpię. Dawniej absolwent szkoły podstawowej umiał dużo więcej niż będzie umiał przyszły maturzysta zreformowany. Wystarczy policzyć sobie ilości godzin z poszczególnych przedmiotów. Nie było też promocji z ocenami niedostatecznymi. Jeżeli ktoś ukończył szkołę ośmioklasową to znał materiał na ocenę dostateczną.
Przyznam, że tego jeszcze nie było – uczestniczymy w spowiedzi naszego Gospodarza!
Narzekałem, narzekałem, narzekanie mą narzeczoną…głosi Gospodarz wszem i wobec.
Trudno jednak odgadnąć, czy narzeka na swe narzekanie, czy dumą z nami się dzieli. Dumą, że tak sprawnie socjalizuje się z każdą częścią społeczeństwa.
Gdyby odstawać, to przecież byłby wstyd. A jak tu wspólnotę powszechną zadzierzgnąć, gdy świat ucieka, myli tropy, gada językiem niedościgłym wlokącej się precz od niego szkole?
Rozpacz egzystencjalna podpowiada jednak wspólny mianownik braterstwa ogólnopolskiego, rozpoznawalny niechybnie i bezbłędnie, bo znany i pielęgnowany w duszy własnej: wszyscy mianowicie narzekają!
Jeśli ja narzekam, to nie dlatego, że coś mi umyka – tak robią wszyscy, przeciw sobie, wzajemnie – toż i ja w tym świecie jednym z nich, właściwie spozycjonowanym!
Taki to i mechanizm racjonalizacji postaw, drogą społecznego dowodu słuszności. Obrona przed spojrzeniem w lustro i przez okno na świat. Można więc siedzieć w swoim fotelu i robić to, co zawsze, z tym samym skutkiem.
W zdrowych warunkach (osobowych i społecznych), dyskomfort egzystencjalny to pierwszy impuls do zmian.
Narzekanie na powszechne i wzajemnie wykluczające się narzekania, to gwarancja słuszności pozostawania w miejscu.
Narzekanie na obezwładniający i ubezwłasnowolniający zawodowo system, społeczeństwo, szefostwo, klientelę i koleżeństwo to wypracowany, branżowy model ochrony status quo korzyści niewypracowanych.
Model wpojony przez lata ubiegłej socjodeprawacji ustrojowej; tak silny, że pozwala nie zauważyć zmiany ustroju.
Model, kwitnący także dzięki zasilaniu paradygmatem katolickim, gdzie grzech pierworodny pielęgnuje permanentne poczucie winy, mobilizujące do uległości i oczekiwania na mannę wśród poczucia krzywdy, a nie do pracy i osiągnięć. To jeszcze jeden dobry powód do narzekań, jeśli osiągnięcia (np. oszczędności) i sukcesy są społecznie tępione i ścigane donosami wzajemnymi.
Tak to u nas donosi się na sukcesy – to popłatne, przestępstwa są budulcem wzajemnej …solidarności plemiennej.
Do narzekających podmiotów społecznych dodam jeszcze jeden przykład – są nim psychoanalitycy, nie znajdujący w naszym społeczeństwie miejsca i zarobku podobnej rangi, co w krajach cywilizowanych.
Narzekanie, publiczne i zespołowe, jest u nas bowiem powodem do dumy i żądania współczucia a nie impulsem terapii przynoszącej zmiany.
A już nie daj Boże i Partio, aby się, zza węgła, z narzekających podśmiewać… 🙂 (wężykiem, sil vous plait).
Przeglądnęłam sobie ot, choćby taką szkołę:
http://www.cf.edu.pl/
W porównaniu z nią i ideą istnienia – skostniała ta nasza publiczna szkoła, że hej.
Marian:
„Nauczycieli też, bo oni poza tym, że nie gotowi, to nie zainteresowani zmianami, to normalne, komu się chce na stare lata zmieniać?”
Czyli w ten sposób każdego nauczyciela, który przeciwstawia się takiej formie edukacji, jaką Pan proponuje, można nazwać leniem…
„W interesie społecznym jest objęcie jak najszerszych rzeszy uczniów nauczaniem ogólnym do pełnoletności, ale systemem fakultatywnym, egalitarnym, budującym więzi społeczne między ludźmi a nie dzielący ich murami elitarności publicznych szkół.”
Z interesem społecznym nauczania do pełnoletności mogę się jeszcze zgodzić, choć wydaje mi się, że idea systemu fakultatywnego przynajmniej w pewnym stopniu kłóci się z ideą oświaty ogólnej. Nie widzę związku pomiędzy obecnymi zmianami w szkolnictwie a budowaniem więzi społecznych, nie wierzę przede wszystkim w szkolny egalitaryzm, bo taki sposób myślenia prowadzi do edukacyjnej fikcji i produkcji niby-wykształconych, a, co za tym idzie, do narastania problemów społecznych – np. narzekania (nomen omen) niby-magistrów pracujących na kasach w supermarketach (bezrobocie strukturalne…). Odpowiednikiem – sprawdzonym – fakultatywności był podział na szkoły średnie, z wyselekcjonowaną młodzieżą, i zawodówki. O „murach elitarności” raczej nie słyszałem (chyba że w pozytywnym kontekście).
Ad meritum: nie być zwolennikiem reform to nie znaczy jeszcze być wiecznie narzekającym na wszystko leniem, powtarzającym tylko, jak to było dawniej i w ten sposób się usprawiedliwiającym.
„Bydło jak z zawodówki”. Panie Dariuszu, nic Pana ani pańskich rozmówców nie rozgrzeszy za powyższe sformułowanie, nawet gdyby było użyte celem ubarwienia poetyki wypowiedzi. Otóż jako uczący również i takich młodych ludzi pragnę zaprotestować przeciwko temu określeniu. Mam nadzieję, że nieprzemyślanemu. Prawdą jest, że nie zawsze ta młodzież zasługuje na pochwały, lecz nigdy na deptanie jej godności. Gdybym podczas dzisiejszej lekcji użył takich określeń, wobec nich,nawet gdy słyszałem głośne bluzgi, to by mnie wykopali z klasy. I mieliby rację. Takie sformułowanie wywołałoby również wśród nich rozbawienie, buczenie i inne krowie odgłosy. To również byłaby ich obrona przed moim swoistym sposobem dyscyplinowania i wyrażenia swojej opinii.
Brawo dla Gospodarza! Temat ruszył z kopyta, puenty jakoś nikt nie komentuje, a tu, zza węgła, ktoś się podśmiewa z narzekających:)
Ino,
określenie „bydło jak z zawodówki” użyte jako parafraza cudzej wypowiedzi, bo tak się niektórzy wykładowcy wyrażają w odniesieniu do studentów, chociaż w zawodówkach nie uczyli, więc nie wiedzą, jak tam jest. Ja uczyłem i nigdy nie narzekałem. A jako uczeń chodziłem do zespołu szkół zawodowych, gdzie był ekonomik (moja klasa), spożywczak i wiele różnych zawodówek. Gdy mieliśmy wybierać, z kim jechać na wycieczkę, to wybraliśmy mechanika, bo fajne z nich chłopaki. I nie zawiedliśmy się, chociaż wycieczka stała pod znakiem wysokiej kultury (muzea, teatry, Kraków itd.).
Z szacunkiem dla uczniów ze wszystkich szkół pozdrawia
Gospodarz
Narzekanie w gronie nauczycieli jest powszechne.
Odwraca ono uwagę od własnej miernoty.
Ci , co pracują rzetelnie i nawet mają jakieś sukcesy raczej mówią o zmaganiu się z różnymi przeciwnościami i dążeniu do celu.
Reszta wałkuje warsztat, spisuje tematy do dziennika, śledzi plany wynikowe i narzeka , bo jest na co.
Ja też narzekam, że wśród nauczycieli coraz mniej nauczycieli, a wśród rodziców nie ma rodziców, a uczniami nie są uczniowie.
Wszystko stanęło na głowie.
Tak działała moja szefowa. Gdy Ania u niej w gabinecie narzekała za współpracę z Ulą to szefowa zgadzała się, że Ula do najbystrzejszych nie należy a i zawsze spóźnia się ze wszystkim. I że bez Ani to by się cały wydział zawalił. Czuły uśmiech i pytanie o zdrowie matki pani Ani. Z gabinetu wychodziła promieniejąca Ania a po chwili wchodziła Ula. I słyszała nie muszę pisać co. No może czułe pytanie było o zdrowie dzieci, bo Ula młodsza.
W dużej firmie cały rok trwa także okres polowań na szefów od vice-prezydenta w górę. My jesteśmy „my” a oni są „oni”. I w tym schemacie każdy już umie się poruszać.
wiesia pisze:
2011-11-28 o godz. 21:15
—
Święte słowa piszesz. Czyżbyś, Wiesiu była (?) belfrem???
Jeśli tak, to hurra! Gdzie pracujesz?
Gekko. Szkoła w której pracuję jest do likwidacji od kilkunastu lat. To mała wiejska szkoła, ale problemy i ludzie – zapewniam podobnie osłabiający.
wiesia pisze:
2011-11-29 o godz. 16:34
Gekko. Szkoła w której pracuję jest do likwidacji od kilkunastu lat. To mała wiejska szkoła, ale problemy i ludzie ? zapewniam podobnie osłabiający.
—
No, jeśli to tak długo trwa, to patologia podwójna.
Albo wybrali niewłaściwą szkołę, albo likwidacja to strachy na Lachy.
Ciekawe, czy możecie (chcecie, potraficie) liczyć na społeczność i samorząd w przeciwdziałaniu?
Problemy i ludzie są wszędzie, ale z takim fajnym i w dobrym znaczeniu belferskim podejściem, jak Twoje – rzadko.
To chyba największy i podstawowy problem szkoły.
Uwolnij się, warto.
Pozdrawiam.
Brak wizji. Brak precyzyjnego kierunku wspólnego działania. Brak wizjonera, który by go nakreślił. Brak tego w edukacji i każdemu kto z nią związany. Nauczycielom, urzędnikom, ministrom, uczniom, rodzicom, dyrektorom szkół. Oni wszyscy podporządkowani są rozmaitym regulaminom, ustawom, rozporządzeniom, zarządzeniom, programom nauczania, ‚kluczom maturalnym’ itp., czyli wszelkim zasadom, których przestrzeganie powinno doprowadzić do celu. Tylko do jakiego? Nie wiadomo. A skoro nie wiadomo, to po co one są?
Każdy z tych uczestników ma swoją, mniej lub bardziej precyzyjną, wizję celu edukacji i korzystając z władzy swego stanowiska podejmuje mniejsze lub większe wysiłki by ową wizję urzeczywistnić. Jednak wiążą go te wszystkie zasady i wokół siebie ma ludzi też nimi związanych. Wysiłek konieczny do przeprowadzenia zmian może okazać się nadmierny lub narazić na śmieszność. Toteż narzekanie – przecież często uzasadnione – jest, choć mało skutecznym, to jednak działaniem podporządkowanym własnej wizji celu nauczania. W taki czy inny sposób tworzą się rozmaite nurty mające swój wydźwięk czy to w postaci rozporządzenia, ustawy, programu czy sposobu nauczania. Autorzy owych dzieł chętnie oprawią je pięknymi i mądrymi słowami, by odbiorcy uwierzyli jakie to szlachetne i pożyteczne przedsięwzięcie. Być może czasem tak jest naprawdę. Czasem nie.
Istota problemu tkwi w tym, że nie ma takiej wizji powszechnej. Obowiązującej, ale i zobowiązującej. Nie ma osoby (Króla Edukacji) ani takiego organu, który by wyznaczał zasadnicze cele edukacji, ani takiego, który by pilnował czy nie ma rozdźwięku między nimi a tworzonymi zasadami (ustawy, rozporządzenia, ‚klucze’ etc.). Do takiego ciała zawsze możnaby się zwrócić, wskazać które konkretnie zapisy nie sprawdziły się w praktyce życiowej i w jaki sposób przeczą postawionym celom. A to po to, aby wywrzeć nacisk na ustawodawcę, który przecież będzie skłonny raczej do wybiórczego postrzegania rzeczywistości polegającego na wyolbrzymianiu zalet własnych pomysłów, a pomniejszaniu roli wad.
Jeśli coś tu stoi na głowie, to właśnie to, że cele edukacji są podporządkowane obowiązującym zasadom. A przecież to środki powinny być dobierane do celu.
Michał pisze: 2011-11-29 o godz. 23:12
„Brak wizji”
Czy powysze napisałeś po zapoznaniu się z tzw. „podstawą programową”?
http://www.konferencje.men.gov.pl/ksztalcenie-ogolne/podstawa-programowa
Michał pisze:
2011-11-29 o godz. 23:12
—
Bardzo słusznie piszesz.
Ale mimo to, narzekanie jest tylko tym, co pisałem – psychologicznym wyparciem odpowiedzialności i uzasadnieniem dla status quo.
Oświata potrzebuje nie tyle wizji (choć można to i tak nazwać), co strategii, wynikającej z innych, niż premiowane w tym społeczeństwie, wartości. Znajdujących wyraz w polityce i osobach do niej wybieranych.
Oświata nie potrzebuje „wodza”, ale zespołu kompetentnych ludzi tworzących szkołę; nauczycieli, którzy mają wynikające stąd poczucie wartości i siły zbiorowej, zdolnych i chętnych walczyć o więcej niż oportunistyczne etatowe grosze, walczyć razem o zmianę systemu.
A nie zbiorowiska przypadkowych ‚spadów’, owoców selekcji negatywnej, niezdolnych do egzystencji poza patologicznym systemem, co zdaje się, jest bliskie stanowi obecnemu.
Inaczej każdy ‚wódz’, czy inne źródła mądrej, skądinąd, podstawy programowej, prędzej czy później wywoła(ją) z lasu wizję, przekształconą na dole w karykaturalny koszmarek.
Michał, fajnie że tak właśnie się do dyskusji dołączyłeś 🙂
Gospodarz: „bydło jak z zawodówki”
Rozumiem ze Pan ze szlachty?…
zza kałuży:
2011-11-29 o godz. 23:57
__
Nie. Nie znałem tego. Czytając ten dokument można sobie uświadomić jak dalekie są cele od rzeczywistych rezultatów. Ciekawe kto i jak odpowiada w razie gdy któregoś celu nie osiągnięto? Obawiam się, że wartość tego dokumentu jest bliska wartości obietnic przedwyborczych.
Jednak uważam, że uczniowie powinni być poinformowani i zdawać sobie sprawę, że taki dokument istnieje. Np. niech poczytają na godzinie wychowawczej.
Gekko pisze:
2011-11-30 o godz. 01:14
__
Bardzo dużo się wypowiadasz na tym blogu, to mam dla Ciebie bardzo długą wypowiedź. 😉
Wierzę, że jest wielu „kompetentnych ludzi tworzących szkołę; nauczycieli, którzy mają wynikające stąd poczucie wartości (…), zdolnych ” ale „[NIE]chętnych walczyć o więcej niż oportunistyczne etatowe grosze, walczyć razem o zmianę systemu”. Wierzę, że ich liczba zdziwiłaby nas wszystkich. Jednak nie chcą walczyć. Mogę się tylko domyślać dlaczego, na podstawie własnego doświadczenia.
Podam przykład. Parę lat temu, słysząc powszechnie narzekanie na ilość reklam w TV i notoryczne opóźnienia w nadawaniu programów, pomyślałem sobie, że ja, jeden skromny obywatel, miałbym z tego satysfakcję gdybym zwrócił się do odpowiednich władz i one rozwiązałyby ten problem. Nawet gdyby kosztowało mnie to nieco wysiłku. Za cel obrałem wymóg punktualności (tj. nadawanie programów o zapowiedzianej porze), bo uznałem za oczywisty. Przesyt reklam to już bardziej dyskusyjny problem, więc nawet tego tematu nie poruszałem. Poświęciłem cały dzień na obserwację i notowanie opóźnień na kilku stacjach (i szczerze powiem: jedynie TVN Style był w 100% punktualny – i dobrze; jest argument, że jak się chce, to można). Przesłałem pismo do Krajowej Rady i Radiofonii. Napiszę tylko, że odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała. Napisałem do UOKiKu o naruszeniu zbiorowego interesu konsumenta. UOKiK stwierdził, że interweniuje tylko gdy prawo jest łamane, a niepunktualność nadawców TV nie jest łamaniem prawa. No to pora na posłów. Do nich już nie pisałem. Dlaczego? Bo ci sami co narzekają na TV śmieją się ze mnie i z moich pism. Myślę więc sobie: „To po co mam pisać? Przecież między innymi robię to po to by inni mieli większy komfort w oglądaniu telewizji. A oni się śmieją ze mnie. Narzekają, sami nic nie zrobią, ze mnie się śmieją – widocznie tak lubią.” Porzuciłem więc tą całą sprawę. Bo po co cokolwiek robić skoro nikomu nie zależy?
Zapewne podobnie jest z tymi zdolnymi nauczycielami.
Michał pisze:
2011-11-30 o godz. 19:45
—
Michale,
nie wiem, na czym opierasz swą wiarę w proaktywną i konstruktywną społecznie postawę nauczycieli: (cyt.) „Wierzę, że ich liczba zdziwiłaby nas wszystkich.”
Nie wydaje mi się, aby podany przez Ciebie przykład jednostkowej skargi w sprawie reklam był dobrym uzasadnieniem, że „chcą, ale się zrazili”.
W sprawie reklam ponadto, wychodzisz z mylnych przesłanek merytorycznych, stąd mnie brak reakcji stacji TV nie dziwi, ale to inna sprawa.
Nie słyszałem, aby w sprawach rzeczywistej, budującej reformy systemu oświaty podobne protesty do władz oświatowych i politycznych słali jacyś nauczyciele. A punktualności w szkole, czy wręcz lekceważenia grafiku zajęć (np, z powodu wycieczek) nie brakuje 🙂
Być może tak jest dlatego, że nic słać nie muszą, ponieważ to nauczyciele stanowią największą grupę zawodową w samorządach i sejmie.
W jakiej więc sprawie mogliby się sprawnie i skutecznie zorganizować? Ano – jak dotąd jedynie w obronie niezasłużonych i niesprawiedliwych przywilejów własnych na koszt podatnika, np. w postaci Karty N. To jest nie do ruszenia – bo umocowane politycznie, jak wyżej wskazuję.
W tej sprawie to obywatele ślą i podejmują skargi i protesty, naturalnie bez skutku, wobec powyższego.
Nie o takie wartości i postawy i nie taką solidarność nauczycielską apelowałem w moim wpisie.
Tym razem więc nie zgadzam się z Tobą, mam nadzieję, że pisząc w rewanżu odpowiednio długo i że nie będę musiał z Twoimi opiniami nie zgadzać się zbyt często 🙂
Gekko :
2011-11-30 o godz. 22:30
__
Co do sprawy zasadniczej, jeśli Cię dobrze zrozumiałem, chodzi o to by to ci nauczyciele z sejmu i samorządów (czy nie należałoby z dużej litery?) sami z siebie zrezygnowali ze swych przywilejów? Nie ujmowałbym tego zagadnienia w kategoriach zgadzania czy nie zgadzania się ze sobą, bo nie znam tych realiów i możliwe, że masz rację. Mam jedynie przeświadczenie, że w Nas (Narodzie) jest COŚ takiego, że narzekanie i chęć zmiany status quo rzadko występują razem. A nie każdy należy do ludzi którym wystarczy wiedzieć, że jest źle, nie wystarczy też trafna diagnoza, ale np. potrzeba jeszcze jakiejkolwiek sensownej koncepcji dającej nadzieję na poprawę i chęci działania. Tylko, że to COŚ i takich pełnych entuzjazmu zaraz zarazi. Dlatego wierzę, że jest dużo takich nauczycieli, którzy dobrze wiedzą co i jak należałoby zrobić, tylko nie podejmują żadnych działań, bo ani w nich ani wokół nich nie ma silnego przekonania co do słuszności i skuteczności obranych działań. „Nie do ruszenia”. Na pewno do ruszenia! Tylko jak? 😉
__
Gekko :
2011-11-30 o godz. 22:30
__
„W sprawie reklam ponadto, wychodzisz z mylnych przesłanek merytorycznych (…)”
Konkretnie, które są mylne i dlaczego? Ciekaw jestem. Co prawda nie na temat, ale liczę, że Gospodarz nie miałby za złe, gdybyś mi zwięźle objaśnił. 😉