Użyteczność samobójstwa

Całą noc czytałem w Internecie informacje o wulgarnym zachowaniu chłopców wobec swojej koleżanki z klasy oraz o samobójczej śmierci upokorzonej gimnazjalistki z Gdańska. Jedno wydarzenie wiąże się z drugim. Gdyby nie samobójczy krzyk rozpaczy dziewczyny, jej ból mógłby zostać zbagatelizowany lub nawet wyśmiany przez całą szkołę. Nie chciała, by tak się stało.

Często się zdarza, że czyjś ból bawi innych. Nikt cierpiący się na to nie zgadza, dlatego protestuje tak, jak potrafi. Czy można było powiedzieć dziewczynie, że wszyscy jej współczują, skoro prawie nikt nie rzucił się z pomocą? Czy można jej było powiedzieć: „Dziecko, spokojnie, to się zdarza. Nie ty pierwsza, nie ty ostatnia!”?

Gwałty w szkole zauważyli już pisarze, dlatego czytając wczorajsze newsy, nie mogłem się pozbyć myśli, że to już było. W „Belfrze” J.-P. Dopagne, belgijski dramaturg, napisał:

Jest poniedziałek, pod koniec dnia. Kiedy wchodzi do klasy, wszyscy uczniowie stoją. Staje przy biurku, jest uśmiechnięta, nieco zdziwiona. Patrzą na nią. Ruszają w jej kierunku, są coraz bliżej. Zacieśniają szeregi, tworząc półkole. Chłopcy z przodu, dziewczyny z tyłu. ‚Co robicie?’ – pyta. Milczą. Są coraz bliżej i bliżej. Patricia krzyczy. Ktoś pakuje jej w usta szmatę do tablicy. Piętnaście par rąk łapie ją, osacza, obmacuje. Drą na niej bluzkę. Dziewczyny skandują: ‚Spód-ni-ca! Spód-ni-ca!’. Jakiś sęp zdziera z niej spódnicę. Teraz jeszcze głośniej: ‚Maj-tki! Maj-tki!’. Mocne łapy przygważdżają ją do biurka. Nadgarstki, kostki, głowę. Rozchylają nogi. Podchodzi pierwszy. Potem następny i kolejny.

To, co dla jednych jest przemijającym newsem medialnym, dla innych staje się inspiracją do tworzenia literatury. W Polsce nie ma zwyczaju pisania utworów literackich będących reakcją na tragedię znaną z mediów. Dlaczego? Z szacunku dla ofiary czy z nieumiejętności przeżywania traumy?