Mowa nienawiści

Kadra pedagogiczna mojej szkoły została pouczona w sprawach związanych z mową nienawiści. Uczniowie też zostali przeszkoleni, chociaż w innym miejscu i czasie. Przyszli fachowcy i nam wyłożyli, co wolno, a czego nie wolno.

Cała społeczność liceum została objęta tym szkoleniem, a właściwie nie cała. Woźne uznano za nieistotną część kadry, więc im darowano. Trochę mnie to niepokoi, bo jeśli nasze panie posługują się mową nienawiści, to nie powinny ponosić za to odpowiedzialności. Przecież nie wiedzą, co czynią.

Chcemy natomiast, aby uczniowie mieli pełną świadomość tego, co robią w internecie, i – co najważniejsze – natychmiast wyrzekli się złej mowy. Młodzież robi wielkie oczy na naszą pracę wychowawczą, bo podobno wcześniej nikomu to nie przeszkadzało, że trochę sobie na kimś poużywają w sieci. Zapytałem więc tego i owego „podejrzanego”, jak nauczyciele traktowali te sprawy wcześniej, w gimnazjum i podstawówce. Dowiedziałem się, że różnie, ale najczęściej kierowali się zasadą, że „to są głupie odzywki dzieci i nic się nie da z tym zrobić”. Właściwie więc nie reagowano.

Uczniowie przyzwyczaili się zatem, że internet to nie jest świat nauczycieli, a jeśli nawet jakiś belfer tam zagląda, to przecież nie za głęboko. Teraz to się gwałtownie zmienia i uczniowie są w szoku. Podejrzewam, że podobnie byłyby w szoku panie woźne, gdyby nagle zostały objęte szkoleniem pedagogicznym i nakazano by im totalnie zmienić styl bycia i zachowania. Nikomu jednak nie przychodzi to do głowy, więc panie woźne mogą zachowywać się po staremu, a uczniowie już nie.