Huragan Anna

Anna Zalewska ma szansę przejść do historii pod przydomkiem Huragan Anna. Tak ochrzcił ją prezes ZNP Sławomir Broniarz. A wszystko z powodu huraganowych zmian, jakie sprowadziła na oświatę pani minister.

Huragan Anna to bardzo delikatny przydomek. Za mniejsze winy nazywało się polityków dużo grubszymi epitetami. Tak mogą określać największego niszczyciela oświaty tylko kulturalni i dobrze wychowani związkowcy. Gdyby Zalewska naraziła się innej grupie zawodowej, wypalono by do niej z językowej armaty. Tymczasem ZNP strzela papierowymi kulkami.

Przypomniało mi się, jak naraziłem się kiedyś pewnej grupie uczniów. A miałem w tej klasie swoją wtyczkę, gdyż przyjaźniłem się od lat z mamą jednego z uczniów. Gdy konflikt się zaostrzał, zapytałem podczas wspólnego grilla, czy klasa nadała mi jakieś przezwisko. Przyjaciółka odpowiedziała, że tak, ale na pewno nie chcę wiedzieć. Dobrze ci radzę – powiedziała – nie chcesz wiedzieć, jak cię nazywają. Zrozumiałem wtedy, że czas najwyższy na załagodzenie konfliktu. Koledzy przecież wiedzą i się śmieją.

Przydałby się taki epitet, który poszedłby pani minister w pięty. Huragan Anna jest zbyt fajny. To właściwie komplement. Tymczasem potrzebne jest słowo, które zrobi Zalewskiej czarny PR. Przylgnie do niej jak rzep do psiego ogona i nie będzie się chciało odczepić nawet po odwołaniu posłanki z MEN. Zresztą jak się znajdzie odpowiednio wstrętne określenie, to i koniec siedzenia na ministerialnym stołku nastąpi dużo szybciej. A zatem szukajmy, a znajdziemy. W razie czego można zapytać uczniów.