Szkolenia na wypadek ataku terrorystycznego

Nauczyciele intensywnie szkolą się na wypadek ataku terrorystycznego. Mamy spotkania z policjantami, oglądamy filmy instruktażowe i zastanawiamy się, czy brać to na serio.

Szkolenie wygląda dziwnie. Nie uwzględnia chociażby realiów polskiej szkoły. Na przykład nakazuje się nam, abyśmy zabarykadowali się w salach, tj. tak ustawili ławy i krzesła, żeby przeszkoda uniemożliwiła otworzenie drzwi. Jednak w szkole drzwi do klas otwierają się na zewnątrz, jak w ubikacji, a barykada ma sens, gdy drzwi otwiera się do wewnątrz. Zresztą są one takiej jakości, że wystarczy uderzyć i rozsypią się w drzazgi.

Następnie nakazuje nam się ukryć w pomieszczeniu w głębi sali, gdy taką kanciapę ma w mojej szkole tylko fizyk, chemik i biolog, a reszta nie. Przerobiono je dawno temu na małe sale lekcyjne. Nie sposób się w nich schować. Ma się wrażenie, jakby instrukcje były żywcem przetłumaczone z amerykańskich filmów, gdy tymczasem u nas wszystko wygląda inaczej. Dlatego trudno brać te informacje na serio.

Niestety, znowu mamy do czynienia z pozorowaniem działań. Właściwie poza straszeniem, że zagrożenie jest poważne, reszta informacji ociera się o kabaret. Nawet wywiązała się na szkoleniu dyskusja, czy należy film instruktażowy pokazać uczniom. Przecież nas wyśmieją. My, starzy nauczyciele, rozumiemy, że chodzi tylko o to, aby papiery były w porządku, a nie o faktyczne przygotowanie na spotkanie z terrorystami. Natomiast młodzi chyba oczekują od życia zbyt wiele.