Walka o pracę w szkole

Bezrobotnym koleżankom i kolegom, którzy gdzieś dostali propozycję pracy od września, radzę, aby się tym nie chwalili. Dyrektorzy otrzymują bowiem masę donosów przeciwko osobom, które planują zatrudnić. Lepiej niech nawet przyjaciele nie wiedzą, że coś nam przyobiecano.

W maju nauczyciele dostają informację, czy dalej będą zatrudnieni. Ewentualne wypowiedzenie powinni otrzymać ustnie do połowy miesiąca, a do końca – pisemnie. Z powodu reformy mnóstwo osób dowiedziało się, że roboty dla nich nie ma. Zaczęło się więc polowanie na miejsca pracy gdzie indziej. Niektórzy byli na tyle nierozważni, że pochwalili się swoją zdobyczą. Jeśli podali konkrety, mają przerąbane. Dali bowiem namiary innym chętnym. Teraz trzeba tylko wykopać konkurenta i przejąć jego zdobycz. Najłatwiej przez donos.

Obietnicy zatrudnienia należy strzec jak największej tajemnicy. Nawet najbliższym krewnym lepiej nic nie mówić. Jak się wyda, dyrektor zostanie zalany takimi faktami na temat kandydata, że już go nie będzie chciał zatrudnić. Trudno się dziwić. Może to tylko wyssane z palca oszczerstwa, ale lepiej dmuchać na zimne. A jak to naprawdę zboczeniec, psychopata i do tego kompletny idiota bez żadnych umiejętności pedagogicznych? Po co ryzykować, gdy tylu chętnych?