Strajk uczniów nie wypalił

Mam nadzieję, że w innych szkołach było lepiej. U mnie, niestety, uczniowie zawiedli i do szkoły przyszli. A przecież mieli strajkować (info tutaj).

Frekwencja była na poziomie 90-95 procent, czyli dużo lepsza niż zwykle. Albo uczniowie nie wiedzieli, że 10 marca można było nie przyjść do szkoły i uzasadnić to udziałem w strajku, albo wiedzieli i swoją obecnością udzielili poparcia temu rządowi.

Stawiam na to drugie. Szczególnie licealna młodzież skręca na prawo, radykalizuje się narodowo, więc całkiem możliwe, że postanowiła nie poprzeć różowego strajku nauczycieli (tak się mówi), czyli powiązanego z liberalno-lewicową opcją polityczną, i stawiła się w szkole nieomal w komplecie. Jeszcze wczoraj do policzenia nieobecnych w każdym zespole z trudem wystarczało palców u obydwu rąk, a dzisiaj w pierwszej klasie zabrakło jednej osoby, a w drugiej – trzech, w tym jedna oddelegowana przez wychowawcę, czyli się nie liczy. W całej szkole było dzisiaj dziwnie gwarno.

Być może przyczyna wcale nie jest polityczna, ale po prostu mamy taką młodzież, która nie pozwala sobą manipulować. Jak chcieliśmy, aby nie przyszła do szkoły, to ona na przekór oczekiwaniom rodziców i nauczycieli pojawiła się w komplecie. Jeśli tak było naprawdę, to zazdroszczę licealistom tej postawy i nie mam pretensji o brak poparcia dla działań nauczycieli. Zresztą co się odwlecze, to nie uciecze. Zapewne uczniowie zastrajkują 21 marca – i to masowo.