Nauczyciele są niewiarygodni

Zabrałem klasę wychowawczą na lekcję do sądu. W rolę nauczyciela wcielił się autentyczny sędzia – Marcin Masłowski – a mnie przypadło siedzieć i słuchać. Rzecz dla belfra piekielnie trudna (info o edukacji prawnej tutaj).

Z ust wiceprezesa sądu dowiedziałem się m.in., że najgorszymi świadkami są nauczyciele, gdyż często kłamią jak z nut.

Sędzia wyjaśnił, że nauczyciele nie mogą czegoś nie wiedzieć. To nasza przywara zawodowa, która w szkole sprawdza się świetnie, natomiast na rozprawie nie bardzo. Kiedy belfer czegoś nie pamięta, rzecz najzupełniej ludzka, wtedy konfabuluje. Robi to zupełnie nieświadomie, po prostu umysł podpowiada mu fikcyjne rozwiązanie, gdyż niedopuszczalne jest, aby pedagog czegoś nie wiedział.

Poza tym nauczyciele są strasznymi gadułami. Zamiast mówić in concreto, czyli odpowiadać rzeczowo na pytania, zachowują się, jakby byli na lekcji. Snują więc opowieść, przeplatając fakty z fikcją. Potem sędzia musi odsiać plewy od ziarna, czyli bujdę od prawdy. Dlatego sędziowie nie lubią nauczycieli w roli świadków.

Marcin Masłowski nie pomylił się ani o jotę, tacy właśnie są nauczyciele – potwierdzam. Bajdurzenie to jedna z najdoskonalszych metod dydaktycznych. Jednak sędzia nie wie, dlatego spieszę z wyjaśnieniami, że tylko najlepsi nauczyciele potrafią się nią posługiwać, a takich jest niewielu. Mnie wciąż noga powija się w tej materii. Ostatnio żona zapytała, czy pamiętam, co jej obiecałem, a ja jak kompletny osioł odpowiedziałem, że nie pamiętam. Prawdziwy nauczyciel wymyśliłby jakąś bajkę i tak urzekł sąd, czyli żonę, że każda zbrodnia uszłaby mu płazem. Niestety, osłów, którzy mówią prawdę, jest wśród belfrów całkiem dużo.