Jak pracują szkoły w ferie?

Raz w tygodniu w dzień powszedni wożę dzieci – swoje i sąsiadów – na zbiórkę harcerską do pewnej szkoły podstawowej na drugim końcu miasta. Tym razem zostałem uprzedzony, że placówka będzie zamknięta, ponieważ są ferie. Zbiórka odbędzie się więc na zewnątrz i nie będzie możliwości nawet skorzystania z toalety.

Przywiozłem dzieci, dałem herbatę w termosie, rękawiczki na zmianę, a potem zacząłem się szwendać po okolicy i szukać naturalnej toalety w krzakach. Skoro szkoła zamknięta, nikt chyba nie będzie miał pretensji, że dzieci nasikają obok. W niedługim czasie wypatrzyłem jakiegoś faceta z papierosem. Zagadał pierwszy, ponieważ sądził, że chcę przejść teren szkoły na skróty. Niestety, nie tylko budynek, ale nawet furtki w ogrodzeniu są zamknięte, przecież są ferie. Facet okazał się portierem.

Tak nam się dobrze gadało, jak to przy papierosie, że zapytałem o przyczynę. Dlaczego szkoła jest zamknięta i nie robi wyjątków nawet dla harcerzy. Dowiedziałem się, że to z powodu pieniędzy. Prąd, ogrzewanie, ciepła woda – wszystko ma być zakręcone i wyłączone albo nastawione na minimum. Budynek odpocznie przez dwa tygodnie od dzieci, co przyniesie trochę oszczędności. Jest bieda w oświacie i trzeba oszczędzać.

Nie wiem, czy tak jest we wszystkich łódzkich szkołach (mamy półmetek ferii), czy tylko w tej. Faktem jest, że jak chciałem dziecko wysłać na półkolonie w mieście, to nie znalazłem żadnej oferty w publicznej szkole. We wszystkich cisza. Na stronie kuratorium jest tylko o reformie (zobacz). Są tylko oferty komercyjne. Nawet w takim miejscu jak Poleski Ośrodek Sztuki (placówka finansowana ze środków publicznych) nie zaproponowano niczego za symboliczną opłatą. W POSz trzeba wydać 680 zł za pięć dni w godz. 9-16 (szczegóły tutaj), a gdzie indziej podobnie lub niewiele taniej (w Manufakturze 450 zł – zobacz). Jednym słowem, rodzicu, płacz i płać.