Bezsens podstawy programowej

Nauczanie w Polsce polega na wbijaniu uczniom do głów jak największej porcji informacji. Uczniowie kują na potęgę. Żadna reforma tego nie zmieniła. Lektura podstaw programowych opublikowanych niedawno przez MEN upewnia, że w tej dziedzinie pójdziemy tą samą drogą. Treści programowe będą nowe, ale znowu w nadmiarze, więc dzieci uczyć się będą po staremu, tj. zakuwając.

Obecny system trójkowy, czyli 3 lata na każdy etap edukacji, ułatwia ukrycie tej wady, jaką jest edukacja pamięciowa. Działa tu bowiem zasada króla Juliana: „Szybko bierzmy się do roboty, zanim dotrze do nas, że to jest bez sensu”. Nauczyciel pędzi z materiałem jak szalony, wmawiając uczniom, że inaczej się nie da. W pierwszym roku tłumaczy, że trzeba nadrobić braki z poprzedniego etapu, w drugim – że jesteśmy opóźnieni z programem bieżącym, a w trzecim roku – że za chwilę egzamin, więc nie ma co marudzić.

Uczniowie orientują się, że cały ich wysiłek jest bez sensu, dopiero na następnym etapie, np. w liceum okazuje się, że niczego nie nauczyli się w gimnazjum, więc trzeba gonić z materiałem i zakuwać. Na studiach okazuje się, że w liceum tylko marnowali czas, więc…

Trzy lata nauki to w sam raz tyle, aby poczucie bezsensu nie dotarło do uczniów. Jeżeli nauka będzie trwała dłużej, tj. w podstawówce 5 lat po trzech latach edukacji wczesnoszkolnej, a w liceum 4 lata, to podstawa programowa musi być naprawdę dobra. Jeśli nawet da się wrócić do systemu z PRL-u, to wiedza musi być zupełnie inna – uczymy bowiem całkiem inne pokolenia. Jak do dzieci dotrze, że uczą się bez sensu, zaczną się problemy wychowawcze, przy których wybryki gimnazjalistów to był mały pikuś.