Mniej czy więcej godzin?

Uczniowie wystąpili do dyrekcji z petycją w sprawie mniejszej liczby godzin na zajęcia dodatkowe. Jest tego w mojej szkole od groma, a młodzież chciałaby mniej. A przede wszystkim, aby zajęcia dodatkowe były dobrowolne, czyli aby można było z nich nie korzystać.

Problem w tym, że ministerialna pula godzin, przewidzianych na realizację programu, jest za mała. Łata się te braki zajęciami dodatkowymi. Właściwie każdemu przedmiotowi przydałaby się dodatkowa godzina, a najbardziej przedmiotom maturalnym. Aby takie zajęcia miały sens, uczniowie muszą z nich korzystać. I tu rodzi problem. Zdaniem młodzieży zajęcia dodatkowe nie mogą być obowiązkowe.

Podpisałem petycję (kobyłami, aby wszyscy widzieli), ponieważ przekonała mnie argumentacja uczniów: chcą mieć wybór, prawo do rezygnacji, absencji, wypisania się itd. W końcu to nie są zajęcia obowiązkowe. Dostało mi się jednak po głowie od kolegów. Nikt nie chce prowadzić lekcji, na które można nie przyjść. Szkoda czasu i atłasu. Jak już prowadzę te zajęcia – rozumują nauczyciele – to młodzież musi korzystać. Kochani uczniowie, zrozumcie belfra. Jemu nie mieści się w głowie, że można go olać.

Minister edukacji obiecała zwiększenie liczby godzin dla kluczowych przedmiotów. Ośmioletnia podstawówka miała obejmować godziny z obecnej sześcioletniej podstawówki i trzyletniego gimnazjum. To rozwiązałoby problem. Niestety, Anna Zalewska wycofuje się z tego pomysłu (info tutaj). Godzin obowiązkowych będzie tyle samo. A to oznacza konieczność łatania dziur zajęciami dodatkowymi lub korepetycjami. Wybór lepszej drogi, oczywiście, należy do uczniów i ich rodziców.