Szkolne lektury – ile to ma stron?

W MEN trwają prace nad nowym kanonem lektur. Mam nadzieję, że jednym z kryteriów będzie liczba stron. Im mniej, tym lepiej.

Obecnie w kanonie dominują grube i tłuste kobyły – książki liczące kilkaset stron. Na samą myśl, że trzeba to przeczytać, uczniowi robi się niedobrze. Przydałoby się trochę minimalizmu – poprzeczkę ustawiam na sto stron dla liceum, połowę tego dla podstawówki. Dłuższe dzieła nie powinny trafiać na listę lektur. I tak nikt ich nie przeczyta. Chce minister fikcji, niech wstawia kobyły.

Anna Zalewska, minister edukacji, jest polonistką, a to dla kanonu bardzo źle. Większość polonistów cierpi na literackie zboczenie, które objawia się skłonnością do czytania opasłych tomów. Też na to choruję. Jak utwór nie liczy co najmniej 500 stron, to nie chce mi się na niego patrzeć. Satysfakcję odczuwam dopiero przy tysiącu.

Z uczniami jest odwrotnie. Bywają wprawdzie wyjątki, czyli nastoletni zboczeńcy, jednak większość młodych ludzi wybiera minimum, książki chude jak łydka bociana. W imieniu tego pokolenia proszę panią minister o wprowadzenie do kanonu cienkich dzieł. Niech miarą będzie broszura.