Dyrektorzy nie chcą reformy

Dyrektorzy nie chcą reformy edukacji. Nie chcą likwidacji gimnazjów, nie chcą powrotu ośmioletniej szkoły podstawowej, nie chcą zmian zapowiedzianych przez Annę Zalewską. Takie stanowisko zajęli członkowie Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (info tutaj).

OSKKO do tej pory szło ramię w ramię z rządem. Członkowie tej organizacji zasilali szeregi MEN, byli powoływani na ważne stanowiska, kręcili się wokół ministrów, bywali na salonach, wspierali władzę. Teraz okazało się, że są zdolni do posiadania własnego zdania, a nawet do sprzeciwu. To dobrze. Lepiej późno niż wcale. Mam nadzieję, że wytrwają w tym sprzeciwie, nie dogadają się z rządem, nie dadzą się zastraszyć.

Pamiętajmy, że dyrektorom nie jest łatwo mieć własne zdanie. Zwykły człowiek może sobie do woli gardłować przeciwko władzy, natomiast jak zacznie tak robić dyrektor, to utraci zaufanie i wyleci ze stanowiska. Oczywiście tak się dzieje, gdy buntuje się jednostka, gdy natomiast opiera się kilka tysięcy osób, wtedy… no właśnie, co wtedy?

OSKKO zrzesza ok. 5 tysięcy dyrektorów, czyli mniej więcej co dziesiątego. Wprawdzie to największa organizacja dyrektorska w Polsce, ale przecież na głowę biją ją szefowie niezrzeszeni, czyli reszta. Co zrobi ta reszta, raczej nie ma wątpliwości – nie kiwnie nawet palcem, potem w wyniku reformy straci swoje stanowiska i będzie do końca życia żałować, że nie dołączyła do buntowników. Szczególnie dyrektorzy likwidowanych gimnazjów powinni się zaktywizować i zadziałać mądrze przed szkodą. Jak wylecieć z roboty, to przynajmniej z honorem, a nie jak barany prowadzone na rzeź.