Błędy w testach maturalnych

W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że fachowcy popełniają błędy. Każdemu trzeba patrzeć na ręce. Chirurgowi – czy operuje właściwą część ciała, hydraulikowi – czy wymienia tę rurę, co trzeba, piłkarzowi – czy wie, do której bramki strzelać. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy w arkuszach maturalnych znalazły się błędy. Maturzyści na pewno wiedzieli, co mają robić. Zdziwić mogła jedynie reakcja instytucji odpowiedzialnej za maturę.

Tym razem mamy błędy na egzaminie z informatyki (info tutaj). Uczniowie zostali uprzedzeni przez nauczycieli, że taka sytuacja może mieć miejsce. Właściwie jeszcze nie było matury bez błędów, dlaczego więc tegoroczna ma być inna. Każdy zdający był do takiej sytuacji przygotowany i wiedział, że nie powinien zatrzymywać się nad zadaniem z błędem, tylko wpisać cokolwiek, bo przecież z błędu nie można utworzyć nic innego, jak tylko kolejny błąd. Jakie będzie rozwiązanie, nie ma znaczenia, egzaminatorzy muszą uznać wszelkie odpowiedzi. Tak głosi logika.

Niestety, Centralna Komisja Egzaminacyjna nie kieruje się logiką, tylko absurdem i nonsensem. Zamiast uznać każdy wynik za poprawny i uderzyć się w piersi za tę fuszerkę, traktuje zdających, jakby to oni byli winni błędu. Oto decyzja dyrektora CKE:

„Abiturienci zdający wczoraj egzamin maturalny z informatyki na poziomie rozszerzonym, którzy czują się pokrzywdzeni z powodu błędu w zadaniu 6.2, będą mogli powtórzyć część egzaminu w terminie dodatkowym 13 czerwca br. ” (źródło tutaj).

Błądzić jest rzeczą ludzką, ale trwać w błędzie – diabelską. Dlatego tak ważna jest reakcja człowieka po przyłapaniu go na złej robocie. W przypadku testów maturalnych tym człowiekiem jest dyr. CKE Marcin Smolik. Moim zdaniem, zareagował tak, jakby nie było sprawy. Można więc domniemywać, że za rok będzie to samo. Nie z informatyki, to z chemii, biologii czy języka polskiego. Jednym słowem – polska matura.