Jak CKE walczy ze smartfonami

Jutro zaczyna się matura ustna z języka polskiego. Potrwa dwa tygodnie. Zdający będą losować jedno zadanie egzaminacyjne. Rok temu, mimo że zadania były tajne, natychmiast pojawiały się w sieci. Wszystko przez smartfony. W tym roku CKE wymyśliła sposób na przechytrzenie pokolenia internetu. Czy się uda?

CKE przesłała do szkół „Instrukcję egzaminu ustnego z języka polskiego 2016”. Liczy ona trzy strony drobnym maczkiem. Uczę się jej pilnie od kilku dni, ale i tak będę do niej zaglądał podczas egzaminu. Procedura jest bowiem tak skomplikowana, że nie da się wszystkiego zapamiętać. Sprawa jest poważna, ponieważ egzamin można podważyć tylko z powodu uchybień proceduralnych. Tych może być w tym roku mnóstwo. Czego się jednak nie robi, aby wygrać z cwaną młodzieżą.

Zacytuję fragment instrukcji (chyba nie jest tajna):

„Przewodniczący zespołu przedmiotowego układa zadania/ bilety w kolejności od najmniejszego do największego numeru, w zależności od godziny rozpoczęcia egzaminu (patrz pkt 4.1.5.). Do losowania dla pierwszego zdającego wykłada na stół zadania z trzema pierwszymi numerami. Po wylosowaniu zadania/ biletu przez zdającego do pozostałych na stole dwóch zadań/ biletów dodaje się zadanie/ bilet oznaczone kolejnym numerem. Po zakończeniu przygotowania pierwszy zdający przechodzi do stolika, przy którym odbywa się egzamin. Do sali wchodzi drugi zdający, losuje jedno z trzech zadań/ biletów wyłożonych na stole i przechodzi do stolika, przy którym będzie przygotowywał się do egzaminu. Przewodniczy zespołu dodaje do puli zadań na stole zadanie oznaczone kolejnym numerem.”

Ma to uniemożliwić pojawianie się zadań w sieci przed czasem. Jest tylko jeden problem. Zadania są znane szkole (kilka dni wcześniej), polonistom (na godzinę przed egzaminem) oraz wścibskim osobom, na które nie ma mocnych. Niektórzy ludzie mają wiecznie włączony smartfon, który żyje z nimi w symbiozie i jest w nieustającym użyciu, a z internetem komunikuje się nawet bez wiedzy właściciela. Kiedy taka osoba na coś spojrzy albo tylko kiwnie palcem, to urządzenie mierzy jej puls, robi fotkę i wrzuca do sieci, a jak nawet człowiek nic nie robi, to smartfon informuje o tym fakcie cały świat. Taką maszyną nie musi być telefon, można to mieć w bransoletce albo w spinkach do koszuli. Obawiam się, że cwana młodzież znajdzie sposób na błyskawiczne umieszczenie zadań w sieci. Innych osób, np. tych wścibskich, które już znają wszystkie zestawy, o nic nie podejrzewam.