Matura z poezji

W wypracowaniach na poziomie podstawowym z języka polskiego maturzyści musieli zmierzyć się z poezją i tylko poezją (do wyboru Mickiewicz lub Herbert), natomiast na poziomie rozszerzonym z prozą i tylko prozą (Parandowski lub Schulz i Konwicki). Dlaczego nie odwrotnie? Nie chodzi mi o konkretne teksty, lecz o zasadę, że proza jest łatwiejsza, czyli powinna być dla wszystkich, a poezja trudniejsza, zatem nie dla każdego.

Dziwi nieobecność prozy – mam na myśli tematy prac stylistycznych – na poziomie podstawowym (zob. arkusz PP, s. 8 i nn.). Tak samo dziwi brak poezji na poziomie rozszerzonym (zob. arkusz PR). Temat o miłości doskonały, ale dlaczego oparty na wierszowanym tekście Adama Mickiewicza? Czy nie można było wstawić czegoś prozą?

Jaką mamy literaturę, mało osób wie, bo nie czyta. Stereotypy głoszą, że poezję mamy genialną, a prozę fatalną. Szkoda, że matura powiela tę kompletnie już nieprawdziwą ocenę. Jaki jest inny powód, jeśli nie szerzenie kultu poezji, że dla zwykłych zjadaczy chleba dano dwa teksty oparte na mowie wiązanej, a tylko humanistom kazano zajmować się prozą?

Tegoroczna matura z języka polskiego nie jest najgorsza, ale do ideału też sporo jej brakuje. Nauczyciele i uczniowie dostali sygnał, że aby zdać egzamin, trzeba uczyć się poezji. Oczywiście, nie dla siebie, tylko dla szkoły. Dla siebie czyta się całkiem inne rzeczy i w 99 przypadkach na 100 jest to proza.