Maturzyści, uważajcie na błędy!

Na maturze zdający popełniają masę błędów. Większość z nich uświadamiają sobie dopiero po wyjściu z sali egzaminacyjnej. Wtedy jest już za późno na dokonanie poprawek. Praca poszła z błędami i nic tego nie zmieni. Co robić?

Z błędami jest jak z żelazkiem. Człowiek wychodzi z domu i dopiero w drodze przypomina sobie o włączonym żelazku. Dręczy go myśl, że przez głupotę spali dom. Wraca i co zastaje? Oczywiście, wyłączone żelazko. Zostawiliśmy dom w najlepszym porządku, a tylko nasz zestresowany umysł sądził, że zrobiliśmy coś źle. Tak samo jest z błędami na maturze. Większość to wytwór naszej fantazji. Zdziwilibyśmy się, gdyby pokazano nam pracę. Okazałoby się, że tych błędów wcale nie ma.

Czasem jednak błędy są, tak samo jak czasem zdarza się zostawić włączone żelazko i wyjść z domu. Zdarza się to raz na dziesięć podejrzeń, ale się zdarza. Podobnie na maturze niektórzy zdający naprawdę popełnili błąd. Zwykle drobny, chociaż w ich mniemaniu wielki i straszny. Najczęściej myli się imiona autorów (np. Stefana ze Stanisławem), imiona bohaterów (np. Konrada z Kordianem), nazwy epok (np. odrodzenie z oświeceniem), gatunki literackie (np. powieść z dramatem). Błędnie zapisuje się nazwiska obce (np. Nietzsche czy Baudelaire), myli płeć, narodowość, nie trafia z dziełem w epokę, o Rosji carskiej pisze się ZSRR, przypisuje fakty, których w utworze nie ma, niewłaściwie używa pojęć (np. narrator zamiast podmiot liryczny). Itede, itepe.

Myślenie o błędach po wykonanej robocie to schorzenie naszego umysłu. Co można na to poradzić? Jeśli jest czas, proszę zostać w sali i przeczytać pracę ponownie. Ale nie od początku do końca, bo wtedy błędów się nie widzi. Należy czytać od końca do początku, tj. najpierw ostatnie zdanie, potem przedostatnie, potem trzecie od końca itd. Tak się robi, jak człowiek ma czas. A jak nie ma czasu i musi wyjść z sali, to stosuje metodę 3xZ, czyli zakuć, zdać, zapomnieć. O błędach też należy zapomnieć. Kolejny egzamin czeka.