Dziarscy weterani

Weteranów, którzy nadają się do pokazania młodzieży, jest dziś niewielu. Znacznie mniej niż szkół, które chciałyby ich zaprosić. Popyt znacznie przewyższa podaż. Szczególnie w takim dniu jak dzisiaj przydałby się jakiś żołnierz wyklęty w murach szkoły. Trzeba być jednak niezwykle obrotnym nauczycielem, aby załatwić uczniom dobrego weterana.

Najczęściej trzeba się zgodzić na transakcję wiązaną. Weteran nie będzie dziarski, ale za to towarzyszyć mu będzie młody asystent, który za niego wszystko powie, a staruszek jedynie przytaknie. Tak to często wygląda, że zapraszamy weterana, a otrzymujemy prawicowego aktywistę. Cóż, chyba lepsze to niż nic.

Zresztą podobnie było za komuny. Nauczyciele zapraszali uczestnika II wojny światowej, a otrzymywali parę: weterana i jego komunistycznego przyjaciela. Pamiętam, jak za moich czasów uczniowskich stary żołnierz zapomniał się i zaczął opowiadać szczerze. Komunistyczny przyjaciel próbował przerwać, jednak mówca był na tyle dziarski, że nie pozwolił. Dokończył historię, a my byliśmy wniebowzięci.

Dzisiejsza młodzież raczej już tego nie doświadczy. Za mało jest dziarskich weteranów. Większość z braku sił witalnych zgodzi się na historię, jaką przedstawi za nich prawicowy przyjaciel. Mam nadzieję, że młodzież nie we wszystko uwierzy.