Szczeniackie metody dydaktyczne

Czego to nauczyciel nie wymyśli, aby zainteresować uczniów swoim przedmiotem. Zdarza się, że kompletne głupstwo. Jak ten fizyk, który kazał dzieciom obliczać, ilu uchodźców należy zepchnąć z łodzi, aby reszta dopłynęła bezpiecznie do celu.

Fizyk wpadł przez to zadanie w niezłe tarapaty. Komisja dyscyplinarna zastanawia się, jak go ukarać. Minął miesiąc, a temat nadal budzi zainteresowanie mediów. Dziś był w Wiadomościach radiowej Trójki (zobacz).

Rzeczywiście zadanie jest wyjątkowo niepedagogiczne. Gdyby wymyślił je uczeń, można by objąć autora opieką wychowawczą, nauczyć empatii, a na koniec podpisać kontrakt, że to się nigdy nie powtórzy. Jak jednak potraktować pedagoga, który na lekcji zastosował metodę dydaktyczną na poziomie szczeniackiego dowcipu?

Ponieważ sprawa zrobiła się medialna, a wzburzenie tłumu rośnie z każdą godziną, najniższą karą będzie kara najwyższa. Tylko taka zadowoli widzów tego przedstawienia. Nie chcę wyjść na człowieka o miękkim sercu, ale proponuję zwykły koleżeński opier… Wielka szkoda, że zanika w szkołach szlachetny obyczaj opieprzenia kogoś po koleżeńsku.

Jeśli – jak twierdzi fizyk – zadanie było żartem, to zapewne nie pierwszym. Dowcipnisiem człowiek nie staje się w jednej chwili, lecz nim się rodzi. Musiały być jakieś sygnały wcześniej. Szkoda, że inni nauczyciele w porę nie opieprzyli kolegi niczym święty Michał diabła. Fizyk nie wpadłby w kłopoty, najwyżej by się obraził na kumpli z pracy. A jeśli to pierwszy taki wygłup, nie rozmawiajmy od razu o najwyższej karze. Upomnienie dyrektorskie w zupełności wystarczy.