Przyjaciele w partii

Stałem dzisiaj tak długo w korku, że z nudów spojrzałem na plakat wyborczy. Zobaczyłem na nim znajomą twarz i przypomniało mi się, że dałem tej osobie słowo, iż przed wyborami coś dla niej zrobię, np. napiszę, zareklamuję. Jakiś czas temu nawet dzwoniono z przypomnieniem, więc znowu obiecałem. Tylko czy obietnice składane politykom są coś warte?

Jak to zwykle bywa, przed wyborami paru polityków oraz ich doradców przypomniało sobie, że znamy się z czasów studenckich, mieszkaliśmy w tym samym akademiku albo sąsiednim, graliśmy razem w brydża, byliśmy na jakiejś imprezie i przegadaliśmy pół nocy o niczym. Takie rzeczy to całkiem dobry powód, aby kontynuować znajomość i liczyć na spełnienie drobnej prośby. Ja to rozumiem, dlatego każdemu politykowi – przynależność partyjna nie ma znaczenia – chętnie obiecuję, że zrobię to, o co prosi. Tylko czy takie rzeczy można traktować poważnie?

Słowa te kieruję do wszystkich starych przyjaciół, którzy postanowili wejść do polityki. Mogę obiecywać wam wszystko, co tylko chcecie, ale, na Boga, nie traktujcie tego poważnie. Także ciebie, stary druhu z plakatu wyborczego, muszę wystawić do wiatru. Obiecałem, ale obietnicy nie spełnię, więc na nic nie licz i już nie dzwoń. I nie miej do mnie pretensji. Na jakim świecie ty żyjesz, aby wierzyć w spełnianie obietnic wyborczych?!