Majonez zły, keczup dobry

Ministerstwo Zdrowia określiło, które produkty są zakazane w szkolnych sklepikach. Szczególną troską otoczono kanapki. Do ich przygotowania nie wolno używać soli, majonezu, żadnych sosów, natomiast keczup może być (rozporządzenie tutaj).

W Łodzi są takie korki, że trzeba wstać dwie godziny wcześniej, aby zdążyć do pracy na ósmą. Niektórzy o tak wczesnej porze nie są w stanie zjeść śniadania. Inni mogliby zjeść, ale wolą pospać chwilę dłużej. Brakuje im też czasu na przygotowanie kanapek sobie czy dzieciom. Ludzie kupują więc w szkole. Do tej pory mogli jeść, co chcą, od tego roku szkolnego menu ustala minister zdrowia.

Mnie i mojego dziecka akurat rozporządzenie ministra nie bardzo dotknęło. Jesteśmy smakoszami keczupu, a ten został uznany za zdrowy (o ile do jego produkcji zużyto nie mniej niż 120 g pomidorów na 100 g keczupu). Będziemy więc prosili o zalanie kanapek keczupem i posypanie pieprzem (zakazana jest sól). Współczuję jednak koleżankom i kolegom, którzy lubują się w majonezie. Solić kanapek im też nie będzie wolno.

Rozporządzenie bardzo szczegółowo określa, co wolno sprzedawać, a czego nie wolno. Podobno właściciele sklepików szkolnych zamykają interes, ponieważ nie da się handlować wg wytycznych Ministerstwa Zdrowia. Moim zdaniem, ci handlowcy nie mają smykałki do interesów. Jak nie wiedzą, to niech się zapytają emerytów, co to znaczy towar spod lady. Przyznam się, że gdyby mnie sprzedawca zapytał, czy na kanapkę chcę legalny keczup, czy zakazany majonez, to miałbym poważny problem. Wprawdzie jestem smakoszem keczupu, ale przecież zakazany owoc smakuje najbardziej. Boję się, że pod wpływem tych zakazów moje dziecko też zmieni przyzwyczajenia i zacznie jeść to, czego akurat nie wolno.