Bardzo młodzi wychowawcy kolonijni

Obserwowałem dzieci wracające z kolonii. Towarzyszyli im opiekunowie – jak na mój gust – też dzieci. Założyłem się, że opiekę sprawują licealiści. Okazało się, że to studenci. Nikogo starszego nie było.

Podopieczni ewidentnie polubili swoich opiekunów. Zanim się wszyscy rozeszli, wspólnie z wychowawcami wzięli się za ręce i odśpiewali jakąś pieśń o przyjaźni. Potem rzucili się sobie na szyję i długo żegnali.

Była też druga strona medalu. Panował straszny bałagan, dzieci plątały się po ulicy, niektórzy nie mogli doszukać się swojego bagażu, pieniędzy, dokumentów. Ewidentnie wychowawcom brakowało doświadczenia, jak zapanować nad dużą grupą ludzi.

Zdziwiłem się, że w gronie opiekunów nie było nikogo starszego. Trudno się jednak dziwić. Sam odmówiłem udziału w podobnej imprezie. Za stary jestem, za bardzo zmęczony, brzuch mi urósł. Po całym roku pracy w szkole muszę odpocząć od dzieci. Podejrzewam, że podobnie zachowali się inni nauczyciele.

Robota ta dostaje się więc w ręce bardzo młodych ludzi. Mają zerowe doświadczenie w pracy z dziećmi, ale za to dużo serca i sympatii. Przydałby się jednak chociaż jeden senior w tej gromadzie, gdyż bez odpowiedniego porządku nieszczęście wisi na włosku.