Szkoły z dopalaczami

Jak tylko nauczyciele wrócą po wakacjach do pracy, będą musieli udowodnić, że ich szkoła jest wolna od dopalaczy. Tu się ani nie bierze, ani nie handluje.

Kilka lat temu, w czasie pierwszej mody na dopalacze, wyjątkowo dużo rodziców chciało przenieść swoje dzieci z jednej szkoły do drugiej. Chodziły plotki i tylko plotki, bo przecież badań nikt nie prowadził, że w tych placówkach są dopalacze, a w innych nie. Rodzice chcieli wyrwać swoje dzieci ze złego środowiska.

Dzisiaj plotki mogą już nie wystarczyć. Potrzebne będą mocne dowody. I właśnie te dowody trzeba będzie przygotować po wakacjach. Choć na całym świecie wojna, nasza szkoła jest spokojna.

Kilka lat temu moja szkoła miała szczęście, że plotkowano o niej jako wolnej od dopalaczy. Wystarczyło parę prostych działań wychowawczych, kilka prostych programów profilaktycznych i problem mieliśmy z głowy. Ale to było dawno, gdy w wielu szkołach zwyczajnie olewano ten problem. W tym roku raczej wszyscy podejdą do sprawy poważnie, więc na szczęście bym nie liczył. Trzeba będzie się solidnie napocić, aby udowodnić, że gdzie jak gdzie, ale u nas jest czysto.