Matura do góry nogami

W sekretariacie szkoły było dzisiaj jak w gnieździe szerszeni. To nauczyciele walczyli o dostęp do wyników egzaminu maturalnego. Z przerażeniem w oczach sprawdzali, czy nie stało się najgorsze.

Mnie interesowali przede wszystkim uczniowie, którzy z trudem dotrwali do egzaminu. Może powinni nie zdać, może należało zostawić ich na drugi rok? Czy dobrze zrobiłem, że postawiłem dopuszczający i tym samym dopuściłem do matury?

Okazało się, że mierni zdali dobrze. Jeden z nich otarł się o 80 procent, drugi prawie 70, trzeci pół na pół. Nie uczyli się przez trzy lata, nie czytali lektur, na semestr zawsze jedynka, potem z bólem dwójka na koniec roku. A na maturze wynik taki, że dwaj pierwsi mogliby studiować filologię polską na UJ, a ten trzeci polonistykę na UŁ. Jak to rozumieć?

Poniżej oczekiwań wypadli uczniowie bardzo dobrzy. Wynik niby nie taki zły, ale jak się porówna z punktami miernych kolegów, to nie ma powodu do dumy. Jedno prawo dla osła i dla orła to przecież zbrodnia.

Na razie wyniki analizuje dyrekcja. Jak skończy, każe nam napisać sprawozdanie, opracować plan naprawczy. Będziemy się głowić, co zrobić, aby dobrzy uczniowie zdawali maturę dobrze, a słabi – słabo. Byłoby wtedy sprawiedliwie i po Bożemu. A nie tak jak w tym roku – kompletnie na opak.

PS Oczywiście, najsłabiej wypadła matematyka (zob. info). Także w naszej szkole ktoś z tego przedmiotu poległ. Podobno wcale nie był najgorszy.