Ocena na podstawie ankiet

Moją szkołę dopadła kontrola z kuratorium, tzw. ewaluacja zewnętrzna. Polega ona na zagonieniu wszystkich, tj. pracowników, uczniów, ich rodziców oraz osób współpracujących z placówką, do wypełniania ankiet. Na podstawie badania ankietowego liceum otrzyma ocenę.

Wczoraj musiałem usiąść do komputera i wypełnić ankietę dla nauczyciela (tutaj przykład wypełnionego dokumentu). Ponieważ nie miałem na to najmniejszej ochoty, zacząłem szukać jakiegoś środka na wzmocnienie chęci. Najpierw przyszła mi do głowy metoda Witkacego, powiedzmy szklanka wódki, dwa piwa i sześć papierosów, ale po świętach nic nie zostało w barku, więc musiałem zrezygnować. Przejrzałem domową apteczkę, szukając czegoś na poprawę humoru, ale okazało się, że wszystko łyknęli goście podczas świąt. Inaczej pewnie by nie przetrwali spotkania z rodziną.

Na szczęście rodzina zostawiła w domu dużo słodyczy. Wprawdzie to prezent dla dziecka, ale nie miałem wyjścia. Bez środków wspomagających nie da się wypełnić tej ankiety. A zatem wczoraj wieczorem zażyłem na dobry początek garść czekoladowych trufli. Zagryzłem to śliwkami w czekoladzie, jednak okazało się, że nie rusza mnie nawet pół kilograma. Twardy jestem. Dopiero jak podwędziłem córce wielkiego zająca z czekolady i zjadłem go do ostatniego okruszka, zaczęło działać.

W dobrym nastroju odpowiedziałem na połowę pytań, a potem paliwo się skończyło, więc musiałem wpakować w siebie trzy czekoladowe misie. Znowu złapałem dobry humor, niestety, tylko na dwa pytania. Na szczęście w spiżarni odkryłem pięć czekoladowych Mikołajów. Wcześniej nie było potrzeby ich jeść, więc sobie leżały. Teraz nie oszczędziłem nikogo, dzięki czemu odpowiedziałem na kilka kolejnych pytań. W pewnym momencie zdawało mi się, że widzę jakieś światełko. Coś na monitorze ewidentnie do mnie mrugało. Kliknąłem więc w to światełko, a wtedy zobaczyłem komunikat: „Dziękujemy za wypełnienie ankiety”. Nie ma za co. Nie pamiętam, co napisałem, ale po takich ilościach czekolady nie powinno być źle.