Ostatni numer

Bardzo nie lubię, gdy nie mogę kupić swojego ulubionego czasopisma. Tak mam już od dziecka. Przyjść do kiosku i dowiedzieć się, że nie ma – nie, tego nigdy nie chciałem doświadczyć. Dlatego od najmłodszych lat decydowałem się na prasę pewną i bez problemu dostępną.

Z tego właśnie powodu w czasach licealnych wybrałem „Życie Literackie”. Czasopismo takie sobie, ale miało jedną zaletę. Zawsze można je było kupić. Kilka lat nic mi nie zmąciło spokoju, aż pewnego razu redakcja postanowiła drukować scenariusz jakiegoś serialu z wyprzedzeniem o jeden odcinek w stosunku do emisji telewizyjnej. Wtedy czasopismo zniknęło z normalnej sprzedaży i było dostępne tylko spod lady. W bibliotece trzeba się było zapisywać, a i tak dostawało się egzemplarze strasznie wybrakowane. Horror! Ze złości przez dobry rok nie wziąłem do ręki żadnej prasy poświęconej kulturze.

Obecnie z drżeniem serca kupuję swoje ulubione czasopisma. Lekturę zaczynam od sprawdzenia, w ilu egzemplarzach jest drukowany dany numer. Niestety, liczba ta stale spada. Niechybnie niedługo dowiem się, że to już koniec. Boję się swojej reakcji, gdyż wiem, że zemsta moja będzie straszna. Takiej zniewagi długo nie daruję.

Moja córka ma to po mnie, że lubi wybrać raz a dobrze. Niestety, wciąż musi przeżywać rozczarowanie, bo czasopisma upadają. Te dla dzieci chyba jeszcze bardziej. Dziecko ma zaledwie 9 lat, a już kilka razy dowiedziało się, że ulubionego tytułu więcej nie będzie. Teraz niejako w prezencie na święta dowiedziało się, że trzyma w rękach ostatniego „Cudaczka”, całkiem mądre czasopismo dla młodych czytelników. Co z tego, skoro wyszło zaledwie 20 numerów i na tym koniec. Patrzę na córkę i widzę, jak ze złości planuje nie kupować żadnej prasy papierowej. Kolejnej zawiedzionej miłości już nie będzie. Przykro mówić, ale stałość i wierność w uczuciach gwarantuje tylko internet.