Standaryzacja matury

Do standaryzacji testów maturalnych szkoły wybierane są losowo. Moje liceum należy do tych, na które wciąż pada szczęśliwy traf. Nasza młodzież rok w rok rozwiązuje zadania, które potem wpadają w czarną dziurę i nikt o nich nic nie wie. Wyniki są bowiem tajne przez poufne. Tymczasem uczniowie zamiast cieszyć się, że nie będzie z tego ocen, pytają o sens takiego sprawdzianu. Po co pisać, gdy nie ma wyników?

Pytanie mnie zamurowało, gdyż należę do tego pokolenia, które w czasach szkolnych zrobiłoby wszystko, byle tylko nie mieć normalnych lekcji. Z ochotą więc biegaliśmy na spotkania z weteranami bitwy pod Lenino, prosiliśmy, aby wychowawczyni wysłała nas w kolejkę do jakiegoś sklepu, nie buntowaliśmy się, gdy trzeba było zbierać ziemniaki. W ogóle jako uczniowie dalibyśmy się pokroić, żeby tylko lekcji nie było. Nieraz też pisaliśmy sprawdziany wyłącznie po to, aby nauczyciel miał czym rozpalać w piecu.

Dzisiejsza młodzież koniecznie chce widzieć sens w tym, co robi. Niestety, sensu nie będzie. Obawiam się, że standaryzacja jest tylko po to, aby można było napisać, że matura była standaryzowana na losowo wybranej grupie uczniów. Kto tam będzie sprawdzał, przeliczał wyniki na procenty i jeszcze podawał uczniom do wiadomości, aby poznali wartość swojej pracy. Tego nie przewiduje żaden urzędowy regulamin.

Można by jeszcze zapytać, dlaczego los wybiera wciąż nasze liceum, a innym daje święty spokój. Nie bardzo jednak wiadomo, do kogo zwrócić się z takim pytaniem. Chyba do samego Pana Boga, który jak zwykle jednym daje wszystko, a innym kompletnie nic. Czy jest w tym jakiś sens?