Mniejsze budżety szkół

Gdyby oceniać stan polskiej gospodarki przez pryzmat budżetów szkół publicznych, to mamy zapaść. Kryzys nie tylko nie mija, ale się pogłębia. Chociaż było już źle, to w tym roku widzimy, że może być jeszcze gorzej. Szkoła musi wyciągać rękę do rodziców po pieniądze dosłownie na wszystko.

Rodzice są już po zebraniach z wychowawcami. Dowiedzieli się na nich, że szkoła na nic nie ma pieniędzy, więc jak rodzice nie pomogą, będzie totalne dno. Głos Nauczycielski ujawnia, że wiele samorządów wydaje na szkoły mniej, niż otrzymuje w ramach subwencji oświatowej (zob. info), czyli de facto okrada dzieci.

W moim liceum rodzice zauważyli nowe drzwi do kilku pracowni. Od razu zapytali, czy to za ich pieniądze, bo pewnie tak. W ogóle jak coś się w szkole pojawi nowego, to na 99,99 procent sfinansowali to rodzice.

Rodzicom powiedziałem, że jestem też ojcem, więc wiem, o co chodzi. W szkole podstawowej dyrekcja oznajmiła, że ławki i krzesła do sal lekcyjnych zostały kupione z funduszu Rady Rodziców. Wiele osób oniemiało. To już nawet podstawowe wyposażenie szkół musimy kupować?

A tak, moi drodzy. To jednak nie koniec. Do wyciągnięcia od rodziców zostały jeszcze pieniądze na prąd i ogrzewanie (to pewnie za rok) oraz na pensje dla pracowników (przewiduję, że stanie się tak za pięć lat). Co najgorsze zatem jeszcze przed nami. Na razie nie jest źle.