Ćwiczenia na wypadek wojny

Powoli docierają do instytucji publicznych, także do szkół, informacje, że trzeba zorganizować ćwiczenia na wypadek wojny. A przede wszystkim przygotować placówki do ochrony ludzi, sprzętu oraz dokumentacji.

Warto przeczytać od deski do deski list wojewody łódzkiego (zob. tutaj) oraz Program szkolenia obronnego (zob. tutaj), a potem wszystko sumiennie wykonać. To już nie są żarty. Wrażenie robi też zakres prac nad systemem ostrzegania ludności (zob. tutaj), który w trybie pilnym ma zostać wdrożony. Z pisma wynika, że w województwie łódzkim tylko Zgierz ma taki system, a w kraju Warszawa, Białystok i Poznań. Reszta narodu musi liczyć na TVN.

Kiedy zobaczyłem w autobusie nr 6 komunikacji miejskiej Zgierza plakat informujący o szkoleniach w razie zagrożenia wojennego, zbladłem. Jedni pasażerowie robili sobie żarty z tej informacji, a inni wspominali rok 1939. Ktoś pochwalił się, że wtedy jego dziadek na wszelki wypadek napełnił największy garnek, taki do gotowania pościeli, smalcem i kupił kilka worków mąki. Jedno i drugie uratowało rodzinie życie. A ja nie mam ani grama smalcu, mąki najwyżej pół kilo, czyli katastrofa.

Odwiedziłem kumpla, aby jak zwykle wymienić się bieżącą prasą. Ja przyniosłem „Ritę Baum”, „Fragile”, „Opcje”, „Arteon” i „Format”. Myślałem, że dostanę od niego prasę komputerową i motoryzacyjną. Okazało się, że ma coś o wiele ciekawszego, czyli „Przegląd Sił Zbrojnych” (zob. tutaj). Czytam i nadziwić się nie mogę, że mnie to interesuje. Nawet bardzo, bardzo. Mam nadzieję, że koledzy też trzymają rękę na pulsie. Niestety, na specjalistów nie można liczyć, gdyż w szkole nie ma ani jednego nauczyciela, który wąchał broń i biegał po poligonie. No, może jeden by się znalazł, ale to było tak dawno, że nic nie pamięta.