Znajomość ortografii popłaca

Zapowiada się olbrzymia frekwencja na sobotnim dyktandzie „A ja Łódź wolę!”. Mnóstwo łodzian chce zmierzyć się w konkursie ortograficznym i zgarnąć niebagatelną nagrodę główną – 5 tysięcy zł. Drugie i trzecie miejsce też sporo znaczą – odpowiednio 2 tysiące i tysiąc zł. Poza tym liczy się satysfakcja i poczucie dumy, a te są bezcenne (zob. info o imprezie).

Aby zabawa była większa, organizator – Centrum Handlowo-Rozrywkowe Sukcesja – zaproponował start w zespołach rodzinnych. Co dwie głowy, to nie jedna. A jednak nie wszystkie rodziny pragną pisać wspólnie. Mogłoby bowiem dojść do kłótni, a w razie przegranej bliscy mieliby pretensje, że to przez mamę czy tatę. Dlatego sporo osób rejestruje się oddzielnie. Przyjdą całymi rodzinami, ale pisać będą osobno. Fajnie by było, gdyby jedna rodzina zgarnęła wszystkie nagrody.

Zachęcałem znajomych nauczycieli z różnych szkół do udziału w konkursie, ale koleżanki i koledzy się nie garną. Chyba boją się kompromitacji. Zupełnie niepotrzebnie. Jurorzy nie będą wiedzieli, czyje prace sprawdzają. Poza tym nikt nie ma na czole napisane, że pracuje w szkole.

Ponieważ nauczyciele się ociągają, pomyślałem, że złożę propozycję dyrekcji. Uważam, iż dyrektorzy łódzkich szkół powinni zarządzić obowiązkową obecność wszystkich pracowników pedagogicznych. Kto popełni więcej niż 10 błędów, zostanie zawieszony w prawach i obowiązkach do czasu uzupełnienia wiedzy. Porządek musi być. Ktoś mógłby powiedzieć, że 10 błędów to bardzo dużo. Obawiam się, iż czasy, kiedy trzy błędy ortograficzne dyskwalifikowały, przeminęły i raczej nie wrócą. Dlatego nie ma się czego bać. W normie 10 błędów chyba każdy się zmieści.

Jeśli chodzi o nauczycieli z mojej szkoły, to nie mam żadnych obaw. Przed przyjęciem do pracy dyrekcja robi każdemu tak trudne dyktando, że sobotni konkurs to dla nich pryszcz.