Filozoficzna nuda

Wydawało się, że groźba likwidacji kierunku filozofia zmusi wykładowców do zmiany stylu pracy. Tymczasem na zajęciach filozofii, szczególnie na kierunkach niefilozoficznych, wieje straszną nudą. A nuda, jak wiemy, popycha nawet do zbrodni.

Odwiedzili mnie w sobotę liczni absolwenci. Powinniśmy porozmawiać o pogodzie, ale zachciało nam się o filozofii. Dowiedziałem się, że gdy tylko na studiach mieli wybór – a tak jest na wielu kierunkach – to zapisywali się na filozofię. Wszystko przeze mnie, gdyż w liceum przekonałem ich, że filozofia jest lepsza niż filiżanka espresso z rana, kieliszek wybornego wina do obiadu i kropelka doskonałego koniaku wieczorem. Wybierali więc to, co najlepsze, i później żałowali. Wykładowcy Instytutu Filozofii UŁ okazywali się takimi nudziarzami, że studenci zadawali sobie pytanie, czy to smęcenie to naprawdę filozofia.

Zapewniam, że nudziarstwo nie ma nic wspólnego z filozofią. Myślę, że władze Instytutu Filozofii popełniają duży błąd, iż wysyłają w teren tak nierozgarniętych pracowników. Oddelegowani do pracy na innych wydziałach filozofowie stanowią wizytówkę swojej dyscypliny. Okazuje się, że swoim chałturzeniem filozofię dobijają. A przecież powinni tak uczyć, co wcale nie jest trudne, żeby studenci kierunków niefilozoficznych byli głęboko przekonani, iż filozofia jest niezbędna do życia jak krew.

Nuda potrafi prześladować bardziej niż chmara natrętnych much. Zachęcam studentów, aby na zajęcia filozofii brali nie zeszyty do notowania, ale packi na muchy. Każdy filozof, który nudzi, zasługuje, aby potraktować go taką packą w głowę. Może od tego zmądrzeje.