Dni otwarte w szkołach

Zaczął się sezon na dni otwarte. Rodzice szukają idealnej szkoły dla dziecka, a nauczyciele – uczniów. Dzieci nie muszą być doskonałe, wystarczy, że są.

Zwykle wygląda to tak, że sfrustrowani rodzice przychodzą do sfrustrowanych nauczycieli. Obie strony udają, że takimi nie są, więc uśmiechają się do siebie i mówią piękne słowa. Bardzo lubię te spotkania, to nawet lepsze od wiecu wyborczego. Każda szkoła obiecuje złote góry, w końcu po to są dni otwarte, aby uwieść i zdobyć.

Idealna szkoła – z punktu widzenia rodziców – to taka, która zajmie się tylko ich dzieckiem. Rodzice są sfrustrowani, gdyż w poprzednim miejscu nauczyciele nie zajmowali się ich skarbem, ale innymi dziećmi. Przez to zmarnowali skarbowi przyszłość. Czy ta szkoła obiecuje całą uwagę skupić na ich dziecku?

Idealni rodzice – z punktu widzenia dyrekcji szkoły – to tacy, którzy nie będą żałować pieniędzy na rzecz placówki. A potrzeby są wielkie. Trzeba wyremontować ze dwa pietra, wymalować prawie wszystkie sale, zakupić masę pomocy dydaktycznych, wyposażyć bibliotekę, ufundować sztandar i zakupić nowy toner do starej drukarki. Czy rodzice rozumieją te potrzeby?

Nauczyciele są sfrustrowani, ponieważ każdy od nowego roku szkolnego traci godziny, czyli będzie mniej zarabiał. Niektórym do szczęścia musi wystarczyć pół etatu, a w niedalekiej przyszłości nic. Więc jak tu szczerzyć zęby i udawać, że wszystko gra? Dni są wprawdzie otwarte, ale przyszłość wydaje się być zamknięta.