Lektury z przypisami

Uczniowie najbardziej lubią wydania lektur z obszernymi przypisami. Nawet do krótkiego wiersza potrzebne są szczegółowe objaśnienia. Tekst bez przypisów to czarna magia.

Córka czyta „Plastusiowy pamiętnik”, lekturę szkolną dla pierwszaków. Ledwo zaczęła, a już problem. Co to jest „stalówka”? Wyjaśniam. Za chwilę… co to są „Tosiny”? Pokaż? „Tosiny” to inaczej „należący do Tosi”. Tato, co to jest „kałamarz”? Co to znaczy „szastnąć”? Co to jest „gałganek”?

Jestem cierpliwy, ale dłużej tego nie zniosę. Po co dziecko musi czytać tak przestarzałą książkę? Przecież bez przypisów się nie da. Język z innej epoki, wizja świata anachroniczna, kompletny bezsens. Dziecko się nudzi, a ja męczę. Trzeba załatwić wersję z przypisami, inaczej zwariuję.

Uważam, że zamiast „Plastusiowego pamiętnika”, który wzruszał poprzednie pokolenia, dzieci powinny czytać o Lego-ludziku albo Monster High. Zresztą niech czytają cokolwiek, byle we współczesnym języku, który może im się do czegoś przydać.

Przygotowuję się do omówienia z uczniami krótkiego wiersza I. Krasickiego. W podręczniku ok. 20 przypisów. Pół lekcji trzeba będzie poświęcić na przeczytanie tych objaśnień, inaczej czarna magia. Tylko po co, na co? Jak tekst wymaga tak wielu przypisów, to nadaje się do kosza i tyle.