Frekwencja na zajęciach dodatkowych

Kontrola wykazała, że frekwencja uczniów na moich zajęciach dodatkowych wynosi średnio 5-6 osób. Jak dla mnie to ideał, aby prowadzić wartościowe spotkania, ale dla organu nadzorującego to zdecydowanie za mało. Powinna chodzić cała klasa.

Wszystko przez godziny karciane, które od 1 września 2009 r. nauczyciele muszą prowadzić i dokumentować (w szkole podstawowej i gimnazjum dwie godziny w tygodniu, a w liceum – jedną). Dokumentacja jest po to, aby ktoś ją kontrolował i oceniał. Najlepszą ocenę można dostać wtedy, gdy na nieobowiązkowe zajęcia przychodzi dużo osób, np. 30. Frekwencję bowiem najłatwiej sprawdzić, reszta może być trudna do zmierzenia bądź wręcz niemierzalna.

Nauczycieli w mojej szkole jest ponad 40. Wszyscy realizują godziny karciane, niektórzy z własnej inicjatywy w wymiarze dwukrotnie bądź trzykrotnie większym, niż wymaga ustawa. Klas zaś jest tylko 17. Jeśli frekwencja miałaby być 100-procentowa, to każda klasa musiałaby chodzić w komplecie na trzy-cztery dodatkowe zajęcia. Tymczasem fakty są takie, że nieliczni uczniowie chodzą nawet na pięć spotkań, ale większość na jedno bądź wcale. Jedni bowiem są głodni wszelkiej wiedzy, a innym wystarczają zajęcia obowiązkowe.

Decyzje młodzieży nadzoru jednak nie obchodzą. Nauczyciele muszą wymyślić sposób, aby uczniowie przychodzili masowo. Jeśli wysoka jakość zajęć nie działa, nie pozostaje nic innego, jak zastosować represje. To zawsze przynosi skutek.