Uczyć się dla szkoły

Młodzież chce się uczyć tego, co potrzebne. Natomiast szkoły stawiają na przedmioty, które podnoszą miejsce w rankingu i zapewniają uznanie wizytatorów. Dlatego zmusza się uczniów do przyswajania wiedzy, z którą nie wiążą żadnej przyszłości. Wszystko dla dobra szkoły, a wbrew sobie.

Tak działa system, że szkoła jest oceniana za wyniki z egzaminów zewnętrznych. Co z tego, że uczniom nie zależy na wynikach np. z języka polskiego, gdyż planują studiować na politechnice? Nauczyciele dobrze o tym wiedzą, ale i tak każą klasom matematyczno-fizycznym ćwiczyć analizowanie poezji, jakby wszyscy szykowali się na studia polonistyczne. Dyrekcji nie interesuje, że matfizowi wyniki z polskiego są do niczego niepotrzebne, że wystarczy minimum. Szkole jest potrzebne maksimum i to się liczy najbardziej.

Do lamusa odeszło popularne dawniej odpuszczanie klasom maturalnym z przedmiotów, które nie będą się liczyły w rekrutacji na studia. Teraz ciśnie się wszystkich ze wszystkiego, ponieważ od tego zależy wizerunek placówki i miejsce w rankingach. Zasadę, że uczymy się dla siebie, a nie dla szkoły, należy odesłać do wszystkich diabłów. Dzisiaj uczymy się przede wszystkim dla szkoły, a jak zostanie trochę czasu, to wtedy dla siebie.