Fajne katechetki

Sprzeciwiając się obecności religii w szkołach, zapominamy, że nauczyciele tego przedmiotu są bardzo fajni. Inni w pracy z dziećmi muszą bowiem stosować współczesne metody pedagogiczne, natomiast katechetki i katecheci korzystają ze starych sprawdzonych wzorców – belferskiej agresji w mowie i czynach.

Dzisiejsi uczniowie są nieraz tacy, że jak nie hukniesz i nie dasz w ucho, to ci wejdą na głowę. W dzisiejszej szkole jedynymi pracownikami, którzy mogą sobie pozwolić na świętą tradycję, są nauczyciele religii. Reszta musi się cackać i certolić. Nawet na klęczki na grochu dziecka nie można posłać, aby z wyciągniętymi do góry rękami przemyślało, jak zawiniło. Kicha, po prostu.

To nie jest jedyny powód. Dzięki temu, że w szkole są katecheci, innym nauczycielom łatwiej ukryć swoje błędy i potknięcia. Jak się nawet człowiek spóźni parę minut na lekcję, to jakie to ma znaczenie przy fakcie, że ksiądz nie przyszedł w ogóle, bo w tym czasie poszedł gdzieś z Panem Bogiem. Jakie to ma znaczenie, że w ciągu roku ktoś nie był na jednej radzie pedagogicznej, gdy ksiądz był tylko na jednej i to jedynie przez pierwszą godzinę. Nie będę opisywał innych powodów, gdyż niebo się zachmurzyło i boję się, aby Opatrzność nie strzeliła we mnie piorunem. W każdym razie katecheci walą błędami z tak grubej rury, że małego kalibru innych nauczycieli dyrekcja już nie widzi. I chwała im za to!

Aby księża z mojej szkoły nie dali mi w ucho za to, że ich oczerniam, pragnę zapewnić, iż u mnie jest inaczej, bo dyrekcja trzyma duchownych twardą ręką, za co pewnie pójdzie do piekła. Poza tym koledzy w sutannach są też bardzo fajni. Wprawdzie nie tak fajni jak katechetki, ale może być.