Z kamerą w guziku

Rodzice autystycznego dziecka, zaniepokojeni skutkami terapii, zamontowali w pomieszczeniu kamerę. Nagranie było tak szokujące, że poinformowali prokuraturę, a ta wszczęła przeciwko terapeutce dochodzenie (zob. info).

Przemoc wobec dziecka jako metoda pracy to nie jest wcale odległa przeszłość. 20-30 lat temu to była norma, że należało szturchnąć, potrząsnąć, wytargać za uszy, a nawet przylać. Ludzie, którzy tak pracowali z dziećmi, nie wyparowali w kosmos. Zmienili metody, bo musieli dostosować się do nowych czasów, ale niektórzy nie zmienili poglądów. Zdarza się, że w chwili niemocy sięgają po stare sprawdzone sposoby.

Nie będę wzbijał się teraz na wyżyny świętoszkowatości, przypominając ludziom pracującym z dziećmi, co wolno, a czego nie wolno. To każdy dobrze wie, ale co z tego? Może lepiej zacząć z innej beczki i przypomnieć, że dzisiaj nic się nie odbywa w ukryciu. Oko kamery może gapić się na nas nawet z pupy misia, więc lepiej nie kopać maskotki, bo zostaniemy pociągnięci do odpowiedzialności. Także z dzieckiem nigdy nie jesteśmy sam na sam – lecz zawsze przed całym światem.

Uczniowie wiedzą o tym lepiej niż niejeden nauczyciel. Jakiś czas temu zwróciłem uwagę młodemu koledze, aby nie dał się prowokować uczniom. Doszły mnie bowiem słuchy, że paru chłopców celowo stawia się nowemu nauczycielowi, aby sprawdzić, czy opanował sztukę panowania nad sobą. Gdyby okazało się, że szybko puszczają mu nerwy, nagrałoby się to i dopiero byłaby frajda. Dla jednych frajda, a dla kogoś innego kompromitacja i katastrofa.