Uczniowie wypunktowani

System rekrutacji do liceów premiuje najlepszych absolwentów gimnazjów. Oni bowiem dostają się, gdzie chcą, a reszta musi czekać. Najpierw najlepsi muszą zrezygnować, a wtedy na ich miejsce wskoczą następne osoby z listy. To bardzo frustrujące dla nastolatków.

W najgorszej sytuacji są średniacy, a tych przecież jest najwięcej. Chociaż uczyli się dobrze i egzaminy też zdali nieźle, to jednak czują się fatalnie. Do najlepszych liceów się nie dostali, a do najsłabszych nie chcą iść. Wczoraj rozmawiałem z rodzicem, który pytał, ile punktów trzeba było mieć, aby dostać się do naszego liceum. Spojrzałem na dół jednej z klas i zobaczyłem 142. Tymczasem odrzucone dziecko miało 120 punktów. Za mało do nas, za dużo gdzie indziej.

Poradziłem złożyć podanie i czekać. Może ktoś z większą liczbą punktów odejdzie, wtedy na wolne miejsce wskoczy gorzej wypunktowany kandydat. Od sekretarki dowiedziałem się, że złożono takich podań dziesiątki do każdej klasy. Średniacy muszą więc cierpliwie czekać na swoją szansę. Czasem dopiero we wrześniu zwolni się miejsce.

Córka mojej koleżanki jest dobrym uczniem, ale nie bardzo dobrym. Aby się nie stresować, od razu wybrała takie liceum, do którego dostanie się bez problemu. Nie chce podczas rekrutacji czuć się jak szmata (tak powiedziała). Rodzice woleli inną szkołę, ale w końcu pogodzili się z decyzją córki. Moim zdaniem, dziewczyna miała duże szanse dostać się do dobrego liceum, takiego z pierwszej piątki w Łodzi. Jednak musiałaby cierpliwie poczekać.

Najpierw by się znalazła na liście rezerwowej, potem cierpliwie poczekałaby, aż lepiej wypunktowani zrezygnują, w ostateczności złożyłaby podanie i trochę poobgryzała paznokcie. W końcu by się dostała. Ponieważ nie chciała tego wszystkiego przeżywać, wybrała inną szkołę, dostała się od razu i ze swoimi dobrymi wynikami będzie na starcie najlepszą uczennicą. Dla psychiki to chyba najlepszy wybór, a czy dla przyszłej kariery też? Czy ważne jest, do jakiego liceum się chodzi?