Coraz gorsi wykładowcy

Uczniowie nieraz słyszą, jak wspominam swoich wykładowców – często gęsto ludzi wybitnych. Prawdziwi przewodnicy ducha. Można było w ciemno iść za nimi, a człowiek się nie zawiódł. To przekonuje uczniów, że jak pójdą na studia, trafią na tęgie głowy. Niestety, szybko przekonują się, że tak nie jest. Wykładowcy są bowiem coraz gorsi.

Wpadł do mnie absolwent i jak zwykle zaczął od podzielenia się wiadomością, ile błędów popełnił ten i ów uczony na wykładzie. Po kilka, czasem po kilkanaście – merytorycznych, bo językowych nikt nie liczy. Młodzież potrafi być surowa, nieraz za bardzo. Nie ma w tym niczego dobrego, dlatego staram się wytłumaczyć uczonych z błądzenia. Może to wcale nie są błędy, tylko… właśnie, co to takiego?

Każdą informację, którą student podaje w wątpliwość, można znaleźć w internecie. Podejrzewam, że uczonym nie chce się sięgnąć do porządnych źródeł, więc na kwadrans przed wykładem zerkają do internetu i sprawdzają najważniejsze fakty. Odgrzewają stare kotlety, czyli przebrzmiałą wiedzę, doprawiają informacjami z sieci, których nie było czasu zweryfikować, i jakoś to leci. Nazywa się to chałturzeniem. Studenci, którzy nie mają podstaw, niczego nie zauważą. Niestety, nadzieja, że wszyscy na sali są tępi, a wykładowca cwany, jest złudna. Niejeden student czuje się zażenowany, gdy słyszy, co uczony plecie.

Cóż można na to poradzić? Uważam, że wykłady powinny być nagrywane i upubliczniane. Do tego koniecznie z możliwością dodawania komentarzy przez słuchaczy bądź czytelników. Może jak wykładowca przeczyta, jakie strzela byki, weźmie się za siebie. Wierzę, że błędy pojawiają się w wyniku lenistwa i lekceważenia studentów, a nie z powodu tępoty uczonych. W każdym razie zachęcam pracowników uczelni do okazywania większego szacunku studentom. Lepiej nie wierzyć obiegowej opinii, że młodzież jest coraz gorsza. Zapewniam, że można trafić na coraz lepszą.