Wrogowie karciani

Nauczyciele zostali wpisani w schemat dwóch grup: „dobrych” i „złych”. Złymi są ci, których chroni Karta nauczyciela, a dobrymi – ci, których nic nie chroni. Najnowsze poczynania MEN przynoszą nadzieję, że nauczyciele staną się lepsi, tzn. pozbawieni paru rzeczy zapisanych w Karcie.

Minister edukacji zaproponowała następujące poprawki: płatny urlop na poratowanie zdrowia z powodu choroby zawodowej po 20 latach pracy i maksimum rok w całej karierze (dotychczas po 7 latach i maksimum 3 lata), skrócenie dni wolnych od pracy do 47 (zamiast dotychczasowych 54), ścisłe ewidencjonowanie czasu pracy (szczegóły zob. tutaj).

Dyskusja nad zmianami w Karcie jest trudna właśnie z powodu owego podziału na dobrych i złych belfrów. Nauczyciele wykazują się syndromem ofiary (sam też na to cierpię), uważają bowiem, że nikt nie rozumie ich trudu i znoju. Nienauczyciele natomiast cierpią na syndrom oprawcy, tzn. postępują w myśl zasady, że trzeba zabrać belfrom wszystko, żeby poczuli na własnej skórze zasady wolnego rynku. Uważam, że obie postawy są złe, gdyż wyrastają z wiary w utopię: jeśli chodzi o nauczycieli – że całe dobro tego zawodu bierze się z przywilejów, zaś jeśli chodzi o nienauczycieli – że całe zło oświaty wynika z przywilejów belfrów. Moim zdaniem, nikt nie ma racji.

Potrzebna jest rzeczowa dyskusja i otwarcie na argumenty drugiej strony, ale ani dyskusji, ani otwarcia nie będzie. Nauczyciele mają bowiem wrażenie, że im bardziej są niewinni (w sensie – solidniej pracują, mają coraz większe sukcesy, lepiej uczą itd.), tym bardziej w oczach społeczeństwa zasługują na poniżenie i degradację. Na nauczycieli patrzy się bowiem tylko i wyłącznie przez pryzmat Karty. Dopóki jest Karta, dopóty nauczyciele są wrogami.