Jak się robi najlepszą szkołę?

W najnowszym rankingu „Perspektyw” moje liceum zajęło 53. miejsce w Polsce i trzecie w Łodzi (zob. info). Taki wynik na pewno nie zadowoli dyrekcji, dlatego będziemy wdrażać program naprawczy. Chociaż co roku jest lepiej (pamiętam czasy, gdy byliśmy w drugiej i trzeciej setce), szampana chyba nie będzie. A wszystko przez to, że ambicje w szkole szaleją, szaleją…

Słuchałem dzisiaj z przejęciem wypowiedzi uczniów z najlepszych liceów. Jak oni to robią, że są tak świetni. Usłyszałem między innymi, jak licealiści zachwycali się lekcjami w formie wykładów. Szkoła jest tak dobra, ponieważ nauczyciele prowadzą wyłącznie wykłady. Nie to co w gimnazjum, gdzie były prace w grupach, projekty itd. Najwięcej można się nauczyć, gdy lekcja ma formę wykładu. Tak mówili sami uczniowie i słychać było w ich głosach dumę i podziw.

To prawda, że w gimnazjum preferuje się metody aktywizujące. Nauczyciele z tych szkół prowadzą bardzo nowoczesne lekcje, ale chyba zbyt nowoczesne jak na potrzeby i możliwości młodzieży. Uczniowie tęsknią do formy bardziej pojemnej – do dyktowania. I w liceach na potęgę się dyktuje, szczególnie w dobrych liceach.

Zauważyłem, że koledzy z mojego podwórka, ci, którzy przed laty wspinali się na szczyty nowoczesnego belferstwa, wrócili do wykładania i dyktowania. Widocznie tak się dzisiaj robi dobrą szkołę. Jeśli chodzi o mnie, to bronię się rękami i nogami przed tym stylem pracy, ale co mam robić. Dyrekcja pragnie sukcesu, a sukces bez wbijania uczniom do głów, kto jest wielkim poetą i dlaczego go kochamy, nie jest możliwy.