Młodzi nauczyciele kontra starzy

Sądziłem, że konflikt pokoleń się skończył, tymczasem on istnieje, ale tylko w gronie pedagogicznym. Jak doniósł „Dziennik Gazeta Prawna”, młodzi nauczyciele chcą zwiększenia pensum, czemu starzy są przeciwni. Podobno aż co trzeci młody belfer chce więcej (zob. źródło). Reszta młodych i oczywiście wszyscy starzy nie chcą żadnych zmian.

Ile to jest co trzeci młody nauczyciel? Jaką siłę stanowi taki głos? To zależy, jak liczyć. Jeśli za młodych uznamy osoby tuż po ukończeniu studiów, maksimum do pięciu lat, to w szkołach prawie ich nie ma. W moim liceum, które uchodzi za młode, jeśli chodzi o kadrę, nauczycieli przed 30. rokiem życia właściwie nie ma (przepraszam wszystkie koleżanki, które wyglądają na 20 lat, że je zdradziłem). Śmiem twierdzić, że na cały etat jest zatrudniona może jedna osoba, a na część etatu jakieś dwie osoby. I one też wcale nie są takie młode, bo brakuje im paru dni do owej trzydziestki. Młodzieży u nas nie ma.

Pokażcie mi szkołę, gdzie co trzeci młody nauczyciel to będzie więcej niż pół człowieka. Młodych prawie się nie zatrudnia. Średni wiek nauczyciela w Polsce to na dzień dzisiejszy 44 lata i stale rośnie. A zatem ten głos, na który powołuje się DGP, to ledwo słyszalny głosik bardzo nielicznej grupy pracowników. Jednak tak się o nim trąbi, jakby to był głos olbrzymiego tłumu. Nic z tego, tłum nie chce zmian w pensum – takie są fakty.

Natomiast poważniej można traktować głos młodych, którzy szukają pracy w szkole. Zapewne znaczna część z nich za cenę zatrudnienia zrzekłaby się obecnego pensum i przyjęła wyższe, jeśli to ma być warunkiem przyjęcia do pracy. Tylko że tego nie można traktować poważnie. Taką postawą wykazaliby się nie tylko młodzi, ale wszyscy, którzy bez powodzenia szukają pracy. Wydaje się, że jedynym sposobem na podniesienie pensum jest zwolnienie wszystkich nauczycieli i ponowne ich zatrudnienie na śmieciowych warunkach. I chyba tego chcą samorządy, ale trąbią, jakby sami nauczyciele się o to prosili.