Jaka będzie matura?

Mija drugi miesiąc nauki licealistów, którzy idą nową podstawą programową, ale nadal nie wiadomo, jak będzie wyglądała ich matura (chodzi o maturę obecnych klas pierwszych, czyli w 2015 roku). Pewne jest tylko, że będzie to zupełnie inny egzamin niż dzisiejszy, ale jaki – pytajcie jasnowidza.

W arkuszach przedhospitacyjnych, które przygotowują nauczyciele dla dyrekcji, istnieje punkt pt. „Standardy wymagań egzaminacyjnych” (zob. formularz, p. 5c). Należało zapisać w nim, które elementy lekcji są ściśle związane z maturą. Dyrekcja monitorowała w ten sposób, jak dany nauczyciel przygotowuje uczniów do egzaminu. Teraz trzeba było ten punkt usunąć z arkusza, aby niepotrzebnie nie wywoływać wilka z lasu. Skoro nie wiadomo, jaka będzie matura, nie można sprawdzać, jak uczniowie są do niej przygotowywani.

Okręgowe Komisje Egzaminacyjne usprawiedliwiają się jakimś przepisem, które same wymyśliły, że ogólny regulamin matury musi zostać ogłoszony na dwa lata przed egzaminem, a szczegółowe dane na rok przed nim. Jest więc – zdaniem specjalistów z OKE – dużo czasu. Inaczej to wygląda z perspektywy nauczyciela. Uczę rzeczy, które mogą się okazać nieprzydatne do matury. To pół biedy, w końcu nie muszę uczyć pod egzamin. Niestety, jak już regulaminy ogólny i szczegółowy zostaną ogłoszone, może się okazać, że zabraknie mi czasu na solidne przygotowanie do matury. Po raz kolejny okazuje się, że pierwszy rocznik trzeba zmarnować, a często także drugi, aby dowiedzieć się, jak należy uczyć.

A przecież formuła matury powinna być przygotowana razem z nową podstawą programową. Okazuje się, że uczymy, ale nie wiemy, do czego zmierzamy. Czas goni, należy się więc spodziewać, że komisje przygotują cokolwiek, jak to się mówi, na odczepnego. Potem najwyżej będzie się poprawiać i ulepszać. Tak przecież funkcjonuje obecna matura – co rok, to nowe zaskakujące pomysły. Co na to uczniowie i ich rodzice? Podejrzewam, że nic nie wiedzą. Jak zwykle ufają naszemu państwu, iż nie robi ich w trąbę.