Nauczycielskie godziny i godzinki

Trwają obrady Samorządowego Kongresu Oświaty (zob. program). Jednym z punktów jest zmiana warunków zatrudniania nauczycieli, co popularnie nazywa się likwidacją Karty Nauczyciela. W tym najsilniej do wyobraźni przemawia propozycja, aby podnieść pensum z – jak mówili samorządowcy – 18 godzin do iluś tam więcej. Na własne uszy słyszałem argument uczestnika Kongresu (podaję za radiową Trójką), że „18 godzin to nie jest przecież dużo”.

Taki argument powoduje, że nóż się w kieszeni otwiera. Ludziom spoza szkół otwiera się, bo jak można pracować tylko 18 godzin w tygodniu, gdy normalny człowiek tyra grubo ponad 40 i doprosić się nie może o zapłatę za nadgodziny. Jednak nóż w kieszeni otwiera się także nauczycielom, ponieważ 18-godzinne pensum to nie jest nawet połowa ich faktycznego czasu pracy. Trzeba jednak w szkole pracować, aby to zrozumieć.

Laikowi może się wydawać, że np. chirurg pracuje tylko wtedy, kiedy kroi pacjenta. Tak licząc, może się okazać, że chirurg pracuje trzy godziny dziennie, a cała reszta to czysta rozrywka. Ręce myje dla własnej przyjemności, opisuje przypadek w dokumentacji szpitalnej dla własnej rozrywki, odwiedza pacjenta po operacji z powodów wyłącznie towarzyskich. Natomiast pracuje tylko wtedy, gdy otwiera pacjenta i w nim grzebie. Reszta to nie praca. Oczywiście chirurg myśli inaczej, ale co on tam wie o porządnej robocie. Poszedłby na 12 godzin na budowę albo do sklepu, to zrozumiałby, czym jest praca.

Podobnie traktuje się nauczycieli, uważając, że pracują tylko wtedy, gdy wchodzą po dzwonku do sali i prowadzą lekcję. Jak tylko zadzwoni dzwonek na koniec lekcji, kończy się ich praca. Oczywiście, gdy zatrzyma mnie kilkoro uczniów, gdyż ma problem, a ja im pomagam, wychowawczo bądź edukacyjnie, to robię to dla przyjemności, ale żadnej pracy nie wykonuję. Gdy zostaję po lekcjach na dodatkowych zajęciach z maturzystami, olimpijczykami, uczniami potrzebującymi dodatkowej pomocy albo prowadzę koło zainteresowań, to nie jest to praca, tylko rozrywka. Czy można płacić za takie godzinki?

Zapewne są w gronie nauczycieli czarne owce, których praca to rzeczywiście tylko 18 godzin. Jeśli jednak nawet są takie pojedyncze osoby, to należy za to winić dyrekcję, że pozwala na takie nieróbstwo. Obiboki trafią się w każdej grupie zawodowej. Większość nauczycieli pracuje znacznie dłużej niż tzw. pensum. Tylko laikowi może się wydawać, że jest inaczej. Wystarczy zresztą przyjrzeć się twarzom polskich nauczycieli, aby zobaczyć, jak ci ludzie są sterani. Gdyby pracowali 18 godzin w tygodniu, wyglądaliby jak szczęściarze z przyklejonym do ust uśmiechem od ucha do ucha. Tymczasem na twarzach polskich nauczycieli maluje się ból, trud i przepracowanie. Tylko ludziom, którzy czerpią wiedzę z medialnych doniesień, może wydawać się, że jest inaczej.

W programie Kongresu mowa jest o poprawianiu jakości pracy szkół. To szczytny cel i całym sercem go popieram. Obawiam się jednak, że dla samorządowców dobra szkoła to tania szkoła. Niedostrzeganie w pracy nauczycieli niczego innego poza pensum świadczy, że samorządowców interesuje, aby w szkołach odbywały się wyłącznie lekcje wyznaczone minimum programowym. Natomiast inna działalność, np. opiekuńcza, wychowawcza, pozalekcyjna, to osobista sprawa nauczycieli. Gdy do moich obowiązków będzie należało tylko prowadzenie lekcji i absolutnie nic więcej, zgadzam się nawet na 40-godzinne pensum. Opiekę niech sprawuje w szkole policja i wojsko. Ale ja to poproszę na piśmie.