Ile za Kartę Nauczyciela?

Zaskoczyła mnie propozycja prezydenta, aby Kartę Nauczyciela wykupić (zob. info). Zaskoczyła, ponieważ nauczyciele są traktowani przez władzę niczym dżentelmeni – o pieniądzach się z nimi nie rozmawia. A przecież w konflikcie o Kartę chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze. Jeśli budżet ma na likwidacji Karty zyskać, to dlaczego nauczyciele mieliby stracić? Może trzeba się tymi pieniędzmi podzielić?

Gdy w czasie studiów pracowałem w firmie, często rozmawialiśmy o pieniądzach. Szef chciał, aby ludzie przyszli do pracy w sobotę. Dobrze, ale za ile? – pytaliśmy. Konieczne były nocki. Nie ma sprawy – za ile? Dodatkowa robota sprawiała nawet radość, ponieważ była okazją do dorobienia. Więcej pracy, więcej pieniędzy. Wszystko jasne.

W szkole o pieniądzach się nie rozmawia. Jadę z klasą na kilkudniową wycieczkę i zajmuje mi to weekend. Dyrektor twierdzi, że to w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy. Nocami czuwam nad bezpieczeństwem dzieci – znowu bez dodatkowego wynagrodzenia. Idę wieczorem z klasą do teatru – za zapłatę musi wystarczyć oglądanie gry aktorskiej. Przybywa obowiązków, np. w ostatnim czasie kazano mi objąć dodatkową opieką uczniów ze specjalnymi potrzebami. I znowu o pieniądzach cisza. Siedzimy na radach pedagogicznych do 19.00 albo 20.00 i znowu cisza. Dyrekcja uspokaja, że niedługo wakacje, to sobie odbijemy. Nic więc dziwnego, że nauczyciele nogami i rękami bronią się przed likwidacją Karty, bo to oznacza dużo więcej pracy i ani słowa o pieniądzach. Karta stanowi formę zapłaty za pracę w weekendy, po godzinach i masę dodatkowych obowiązków. Proponowanie pieniędzy za likwidację Karty nie jest zatem pozbawione sensu.

Ile więc rząd i samorządy mogą zaoszczędzić na likwidacji Karty? Ile gotowe są oddać nauczycielom ze swojego zysku? Zagrajmy w otwarte karty, a wtedy zobaczymy, co na to nauczyciele.