Nauczyciele sprawdzają teczki

Koledzy z różnych szkół pytają, czy mam dokument potwierdzający zatrudnienie na podstawie mianowania. Taki papier to wielka rzecz. Oznacza on, że w razie zwolnienia z pracy, gdy przyczyna leży po stronie pracodawcy, przysługuje mi 6-miesięczna odprawa.

Wydaje się, że każdy belfer, który uzyskał stopień awansu nauczyciela mianowanego, powinien być zatrudniony na podstawie mianowania. Niestety, nie wszyscy dyrektorzy pamiętali o przekształceniu umowy. Mój szef akurat pamiętał, dlatego należę do tych szczęśliwców, którzy mają stosowny papier. Przeszukałem mieszkanie i znalazłem. Koledzy natomiast niczego takiego nie znaleźli, więc wpadli w panikę. Poradziłem, aby zajrzeli do swoich teczek w pracy, ale, niestety, tam też nie ma. Czy brak takiego papierka oznacza, że są oni wprawdzie nauczycielami mianowanymi, ale nie zostali zatrudnieni na podstawie mianowania? Różnica niewielka, ale skutki olbrzymie.

Nauczyciele panikują, gdyż papierek to papierek. Sporo osób uderza do swoich dyrektorów i prosi o wystawienie stosownego dokumentu. Ale dyrektorzy się wzbraniają. Niestety, nie każdy szef zna się na przepisach, więc może nie wiedzieć, iż (cytuję opinię prawnika):

„Przepis art. 10 ust. 5a KN mówi, że stosunek pracy nawiązany na podstawie umowy o pracę na czas nieokreślony przekształca się w stosunek pracy na podstawie mianowania z pierwszym dniem miesiąca kalendarzowego następującego po miesiącu, w którym nauczyciel uzyskał stopień nauczyciela mianowanego, o ile spełnione są podstawowe warunki nawiązania stosunku pracy z nauczycielem mianowanym, określone w ust. 5. Dalej – w przepisie art. 10 ust. 5b KN czytamy, że przekształcenie podstawy prawnej stosunku pracy, o którym mowa w ust. 5a, potwierdza na piśmie dyrektor szkoły”. (zob. źródło)

Oznacza to, że dyrektor musi potwierdzić na piśmie przekształcenie stosunku pracy, gdy tylko pracownik uzyskał awans na stopień nauczyciela mianowanego. Jeśli szef tego nie zrobił, to albo są ku temu powody (np. w szkole nie ma dla nauczyciela etatu), albo przełożony ma w nosie przepisy. Niestety, zdarzają się dyrektorzy, którzy mylą szkołę z prywatnym folwarkiem. Mnie na szczęście nic takiego nie spotkało. Kolegom mogę poradzić, aby próbowali naciskać szefa zbiorowo, np. przez związek zawodowy. Chociaż jak ktoś się uprze, że będzie łamał prawo, to czasem jedynym wyjściem jest sąd.