Nie zmieniajcie nam matury

Pogarda dla matury jest w tym roku mniejsza niż w latach poprzednich. Część osób chyba zrozumiała, że lepiej, aby było tak, jak jest, gdyż zmiany mogą tylko zaszkodzić. Na ewentualnych zmianach mogą stracić wszyscy, zarówno nauczyciele, jak i uczniowie oraz ich rodzice. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby

Uczelnie zaczynają tęsknić za egzaminami wstępnymi. Obecna formuła matury, oceniana przez zewnętrznych egzaminatorów, zapewnia jako taki obiektywizm i – co najważniejsze – daje prawo do ubiegania się o indeks. Przy okazji wprowadzania zmian do matury uczelnie mogłyby przeforsować prawo do organizowania egzaminu wstępnego. Obecnie świadectwo dojrzałości może nie świadczy o wiedzy, ale przynajmniej jest wejściówką na uczelnię. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby przywrócono egzaminy wstępne. Przede wszystkim trzeba by się uczyć podwójnie, raz do matury, drugi raz do egzaminu wstępnego.

A jak są egzaminy wstępne, to są też kursy przygotowujące do nich. Obecnie przygotowanie ucznia do studiów kosztuje go niewiele. Przynajmniej w porównaniu z tym, co było za starej matury. Kto pamięta, ten wie, ile trzeba było wyłożyć na kursy i korepetycje u doktorów i profesorów. Po wprowadzeniu nowej matury firmy oferujące kursy zaczęły padać jak muchy, a młodzież, zamiast się uczyć do połowy lipca, otrzymała największe w życiu wakacje, od końca maja do początku października. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby przywrócono egzaminy wstępne. Żyła złota zaczęłaby bić ponownie, uczniowie musieliby chodzić na kursy, rodzice płacić, a wykładowcy zaczęliby liczyć zyski.

Obecnie pieniądze za maturę lądują przede wszystkim w kieszeniach pracowników Centralnej i Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych, licznych liderów i egzaminatorów. To istna góra pieniędzy, chociaż na głowę szeregowego egzaminatora niewiele. Matura kosztuje dużo, ale głównie skarb państwa. Gdyby zmieniono maturę i przywrócono przy okazji egzaminy wstępne, drugą górę pieniędzy musieliby wyłożyć rodzice maturzystów. Czy daliby radę?

Szykują się zmiany w formule matury, gdyż budżet nie chce płacić. Pretekstem jest reforma nauczania, która w tym roku wchodzi do liceów. Za trzy lata egzamin maturalny będzie inny. Obawiam się, że tańszy dla budżetu, a droższy dla uczniów i rodziców. Na ile droższy, zależy także od decyzji wiodących uczelni.