Kto posprząta szkołę?

W szkołach ma nie być woźnych. Mimo że ich praca jest bardzo nisko opłacana, taniej wyjdzie zatrudnienie zewnętrznych firm sprzątających. Wpadnie taka ekipa do szkoły, zamiecie, ścierką przetrze i poleci dalej. Jeszcze taniej wyjdzie, gdy sprzątanie wezmą na siebie nauczyciele i uczniowie.

Polskę obiegła wiadomość, że wiceprezydent Krakowa chce, aby szkołę sprzątali uczniowie (zob. info). Komentują ten pomysł największe autorytety pedagogiczne (zob. uwagi prof. B. Śliwerskiego). Pomysły takie już były, także Giertych chciał wychowywać przez pracę. Zresztą starsi nauczyciele pamiętają, że uczniowie nieraz sprzątali za karę. Pożytek z tego był niewielki, a straty duże. Uczeń, ukarany np. myciem okien, potrafił szybę zbić. Niestety, młodzież ma do pracy dwie lewe ręce. Zresztą do pracy za darmo nikt się nie nadaje, a jak się nadaje, to chyba upadł na głowę.

Dużo hałasu mamy z powodu tego pomysłu, ale przecież nie ma on najmniejszej szansy na realizację. Dzieci własnego pokoju nie potrafią posprzątać, więc jakim cudem miałyby dać sobie radę ze sprzątaniem szkoły? Już prędzej nauczyciele. Obawiam się, że będziemy się musieli zmierzyć z próbą wrzucenia nam na kark kolejnego obowiązku – sprzątania szkoły. Jako facet boję się tego bardziej niż diabeł święconej wody.