Kiedy zabraknie szkół

Co roku likwidowanych jest kilkaset szkół. Ten rok może być rekordowy, ma bowiem zniknąć ok. 800 placówek. Tymczasem za dwa lata podstawówki czeka obowiązek przyjęcia sześciolatków. Warto więc policzyć, czy nie zabraknie dla nich szkół.

MEN jak zwykle niczego nie liczy, tylko idzie na żywioł. Tak jest z wprowadzaniem kolejnych reform, tak było podczas ogłaszania zasad awansu zawodowego nauczycieli, tak było też z tworzeniem egzaminów zewnętrznych. Polski nauczyciel miał sobie radzić, mimo ewidentnych błędów na szczeblu najwyższym. W roku 2014 trzeba będzie sobie radzić z obowiązkiem edukacji 6-latków.

MEN nie liczy, ale ludzie mający na sercu dobro oświaty liczą. Interesujący obraz tego, co było i co może nas czekać, dał Jacek Gądek w tekście „Po „reformie 6-latków” uczniów tyle co w 2005 roku. Tylko szkół mniej”. Najbardziej rażąca w tym opisie jest beztroska MEN. Ma się wrażenie, że tej instytucji nic nie obchodzi, a już szczególnie dobro dzieci.

Nie od dziś MEN podejmuje się kuracji oświaty bez stawiania diagnozy. To tak, jakby lekarz chciał leczyć wyłącznie na telefon i na podstawie opinii sąsiadów o chorobie pacjenta. Na pewno taka kuracja na odległość mniej kosztuje, więc w jakimś sensie jest pożyteczna, przynajmniej do czasu, dopóki nie zakończy się katastrofą dla pacjenta.

W 2014 taka katastrofa będzie miała miejsce. Zafundujemy 6-latkom wstręt do szkoły – oddalonej, przepełnionej, wrogiej – i traumę na całe życie. Jak dowiedziałem się wczoraj z Trójki, MEN będzie kontynuować kampanię zachęcającą do łączenia placówek – przedszkoli ze szkołami podstawowymi, a gimnazjów z liceami. Mają bowiem przetrwać tylko molochy, a w każdym z nich przepełnione klasy, z lekcjami wychowania fizycznego na zmianę raz w sali czy na boisku, dwa razy na korytarzu. Zresztą już tak jest w wielu szkołach. Obowiązuje w nich specjalna procedura otwierania drzwi podczas lekcji, aby nie walnąć nimi w uczniów, którzy właśnie na korytarzu ćwiczą bieganie na czas. Buch! Wypadek gotowy!

Nie straszę. Patrzę, myślę, liczę i wyrażam obawy, jak zresztą większość nauczycieli. Tego samego oczekujemy od MEN.